piątek, 21 sierpnia 2020

19 sierpnia Gołuchów, Koło

I niech mi ktoś powie, że moim życiem, ba, naszym, rządzi przypadek. To co wydarzyło się pod koniec dnia wyraźnie wskazuje, że ktoś tym wszystkim steruje. Ale po kolei.

Po śniadaniu wystąpiły braki w zaopatrzeniu, więc obraliśmy kierunek sklep. Szybko znaleźliśmy jakiś market i wpadliśmy między regały. Po powrocie do auta zauważyliśmy przechadzającego się po karoserii konika polnego. Dał się nie tylko sfilmować ale chętnie pozował do zdjęć. Kompletnie nie miał ochoty zeskoczyć i nie wiemy jak długo pozostał na dachu jak już ruszyliśmy. A dokąd tym razem?  Do zamku w Gołuchowie. Historia tego zamku liczy ponad 400 lat. Zbudowali go w XVI w. Leszczyńscy, tworząc okazałą rezydencję magnacką. Pozbyli się go i 150 lat zamek niszczał do połowy XIX wieku kiedy to kupił go Tytus Działyński, który przekazał go w wianie synowi i jego żonie, Janowi i Izabeli z domu Czartoryskiej. To oni wrócili zamkowi dawny blask, z naddatkiem. Działyńscy byli właścicielami zamku do 1899 roku, kiedy to zmarła Izabela. Ostatnimi właścicielami do czasów okupacji była rodzina Czartoryskich – książę Adam i Maria. Wszystkie z trudem przez dziesięciolecia zbierane eksponaty sztuki starożytnej oraz malarstwo zostało rozgrabione przez Niemców i Rosjan. Częściowo powróciły po wojnie ale już do innych ważniejszych w kraju muzeów. Przewodniczka wskazała kilka niedawno zwróconych eksponatów, między innymi etruskie zwierciadło, które wróciło w zeszłym roku i ława pięknie rzeźbiona, która była zupełnie blisko bo w kościele w Gołuchowie. Służyła ona Marii do prezentowania gościom najnowszych eksponatów wyjmowanych z gabloty. Ta ława po śmierci Marii stała się swoistym katafalkiem, na którym jej zabalsamowane zwłoki czekały na pochówek pół roku. Po zwiedzeniu zamku przeszliśmy się po parku podziwiając ciekawe okazy drzew i krzewów.                            

Opuszczamy Gołuchów i kierujemy się do Koła, gdzie są ruiny królewskiego zamku z XIV w. Już zupełnie blisko celu nawigacja dziwnie skierowała nas na drogę polną. Postanowiliśmy zostawić auto i przesiąść się na rowery. Pogoda na rowerowanie wyśmienita. Lekkie zachmurzenie i nie za gorąco.  Zamek wyłonił się po kilku minutach jazdy zza wysokiej kukurydzy. Ruiny jeszcze do końca nie zostały zabezpieczone. Jak zauważyliśmy po wejściu między mury prace trwają. Na głównej, największej ścianie ktoś przygotował napis, abym zapozował do zdjęcia. Stamtąd ruszyliśmy wzdłuż wału przeciwpowodziowego do miasta. Koło wbiło mi się w pamięć tylko z zapowiedzi z głośników w pociągu, którym jeździłem jako dziecko do rodziny do Warszawy. Brzmiało ono jakoś  „Pociąg pospieszny, relacji Szczecin Gł, Krzyż, Poznań, Konin, Koło, Kutno, Warszawa Centralna, Warszawa Wschodnia, jest opóźniony około 60 min. Opóźnienie może się zwiększyć. Za powstałe utrudnienia PKP przepraszają” Dopiero dzisiaj jako prawie emeryt, wjeżdżam do tego miasta pierwszy raz w życiu  i to na rowerze. Pokręciliśmy się trochę szukając bezskutecznie butli z gazem do naszego palnika. Przekąsiliśmy zupełnie niezły kebab i pojechaliśmy z powrotem do auta.

Reszta dnia byłaby jak co dzień gdyby nie to, o czym wspomniałem na początku. Przejechaliśmy może ze dwadzieścia kilometrów, kiedy Gosia patrząc w mapę westchnęła:

- ale byłoby fajnie się gdzieś wykąpać.

Spojrzałem na nawigację i zauważyłem niebieski kształt wskazujący na wodę.

- Gosia, sprawdź na mapie czy to jezioro, czy rzeka?

- jezioro – padła szybka odpowiedź

Spostrzegłem po lewej stronie zabudowania, zerknąłem w lusterko i ku zdziwieniu Gosi zatrzymałem się na środku szosy, otworzyłem okno i zwróciłem się do przechodzącej starszej pani z pytaniem:

- czy tu jest jakiś dojazd do wody?

- tak, tutaj w lewo

- ale tam jest zakaz i napisane, że teren prywatny

- ale może pan wjechać. Na końcu jest moja działka i tam proszę się zatrzymać i zejść do wody

- dziękuję bardzo, do widzenia

Pojechaliśmy tą polną drogą ale za zakrętem utknęliśmy, ponieważ zbyt nisko wisiały gałęzie rozłożystej sosny. Rowery na dachu uniemożliwiły dalszą jazdę. Obok ludzie z innej działki zapytali dokąd jedziemy. Wyjaśniliśmy, a oni stwierdzili, że jeśli na chwilę, to proszę zostawić tutaj auto i zaraz w lewo zejść nad wodę. Po kąpieli wycofałem i wykorzystując wjazd do nich zawróciłem. Już na szosie Gosia oznajmiła, że jeszcze na chwilę chciałaby się zatrzymać. Jedno miejsce mignęło mi ale nie lubię się cofać, więc na kolejnym a był to przystanek autobusowy stanąłem. Gosia wysiadła i cos mi pokazała ręką. Nie wiedziałem o co chodzi ale za chwilę zobaczyłem napis na tablicy. „Miejsce urodzenia matki Fryderyka Chopina, Justyny Krzyżanowskiej 1,4 km” To był kierunek do wioski Długie. Pojechaliśmy, zrobiliśmy zdjęcia. No i niech ktoś mi to wszystko wytłumaczy. Kąpiel, zjazd do jeziora, prośba o zatrzymanie, zatrzymanie w tym konkretnym miejscu. Przecież mogliśmy się nie kąpać albo wykąpać się gdzie indziej, mogliśmy się nie zatrzymać albo zatrzymać się gdzie indziej. Kto mi to wytłumaczy? Nie wierzę w przypadki. (14 km)

Piotroskie

żyjątko na karoserii

Zamek w Golubiu-Dobrzyniu - pierwsze objawienie

dziedziniec zamkowy

Jan Kanty Działyński  & Izabela Działyńska z d. Czartoryska

oryginalny eksponat drewno polichromowane

oryginalny kominek alabastrowy z gobelinem powyżej

stół - katafalk, w tle ekspozycja ceramiki antycznej

zwierciadło etruskie

sypialnia z meblami inkrustowanymi kością słoniową

schody drewniane robione przez stolarza przez 26 lat


oryginalne drzwi z XVI w.

drewniane kasetony w jednej z komnat

sufit miał imitować identyczny z Hotelu Lambert w Paryżu, w którym przez trzy lata wychowywała się Izabela

ściany dawniej pokryte były dekoracyjnym jedwabiem, obecnie lnem ale również robią wrazenie; każde pomieszczenie, to inne kolory i wzory

widok na budynek w obrebie parku, w którym mieści się muzeum rolnictwa i kawiarnia

daglezja, jedno z gatunków iglastych sprowadzonych z Ameryki Pn

kontemplacja na trawie z zamkiem w tle

renesansowe elementy kojarzone z zamkami nad Loarą - wysokie dachy, pokryte łupkiem, wieżyczki

rozłożysty stary dąb szypułowy JAN, poświęcony J. Działyńskiemu, miłośnikowi drzew

dąb wzbudza podziw nie tylko jako symbol trwałości i długowieczności

Judaszowiec południowy z sercowatymi liśćmi

rzut na rozległe tereny parkowe - zaciszne miejsce spacerowe

zamek tuż pod Kołem nad Warta

Szymon utożsamiający się z graffiti

jakby nie patrzeć trwała ruina


płynąca Warta

przypory odniosły skutek - ściana się trzyma jako jedyna

romantyzm zrujnowanych obrazów

za nisko wiszące gałęzie dla naszego mobila

miejsce upragnionych ablucji


Długie - miejsce urodzenia matki F. Chopina
















































































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz