czwartek, 27 sierpnia 2020

27 sierpnia podsumowanie

22 dni, trzy tygodnie, to z jednej strony sporo, z drugiej, jak weźmie się pod uwagę historię chociaż jednego odwiedzonego przez nas zamku, to mgnienie oka. Tu widać jak względną miarą jest czas. Nasz został wykorzystany niemalże do maksimum. Można powiedzieć, gryźliśmy trawę a w tym przypadku kamienie. Wspinaliśmy się stromymi ścieżkami do wielu zamków, krętymi schodami zdobywaliśmy wieże zamkowe, przechadzaliśmy się dziesiątkami komnat, poznawaliśmy ciekawe historie, poznawaliśmy, szczególnie w moim przypadku historię. Truizmem byłoby stwierdzić, że to bardzo pouczająca podróż. To spotkanie z przeszłością tych ziem, które odwiedziliśmy z ich nierzadko burzliwą i krwawą historią usianą wieloma poległymi, pomordowanymi w niezliczonych bitwach. Mogliśmy stwierdzić jak dla ówczesnych niewiele znaczyło życie przeciętnego człowieka, że był jedynie narzędziem w rękach władców. Ale poznaliśmy również historie wielkich miłości, przyjaźni i czynów heroicznych na które dzisiejszy człowiek by się nie zdobył. Bo zamki, to nie tylko budowle, mieszkali w nich przecież ludzie. Same ruiny niewiele mówią. W kilku miejscach spotkaliśmy przewodników a w kilku PRZEWODNIKÓW. Ci drudzy to prawdziwi pasjonaci, posiadający nieprzebraną wiedzę nie tylko na temat tego konkretnego zamku ale w ogóle historii. To często ludzie pracujący w korporacjach, lekarze, nauczyciele, księgowi czy zwykli pracownicy fizyczni a tu wdziewający historyczne szaty, zbroje, trzymający w rękach piki, miecze, lemiesze, dosiadający konie, realizują swoją pasję, która jak dowiedzieliśmy się jest dość kosztowna. Komplet prywatnego odzienia to wydatek około 30 tysięcy złotych. Zarabiają oni na rekonstrukcjach różnych bitew, w których uczestniczą a często są zapraszani do szkół, gdzie biorą udział w lekcjach historii. Czasami zwiedzaliśmy z audioguidem i to też ciekawe doświadczenie, ale jak już wcześniej napisałem brak w tym możliwości podpytania o pewne interesujące nas kwestie. Mimo tego lepsze to od przechadzania się po zamku i czytania niezliczonej ilości tabliczek lub posługiwania się przewodnikiem jeśli informacje były lakoniczne. My korzystaliśmy z przewodnika „Zamki w Polsce” Macieja Węgrzyna z 2016 roku. Rytuałem było czytanie kilka kilometrów przed dojechaniem do zamku informacji z tego właśnie przewodnika.
Ta podróż miała swój leitmotiv ale jak zwykle pojawiały się też inne atrakcje. Do nich niewątpliwie zaliczyć trzeba spotkania z ciekawymi ludźmi. W ogóle zauważyliśmy, że przypadkowi, zagadnięci przez nas mieszkańcy miejscowości czy wsi przez które przejeżdżaliśmy byli niezwykle serdeczni i pomocni. Jakoś kontrastuje to z wieloma milczącymi, smutnymi, zapatrzonymi w swoje telefony a przede wszystkim zabieganymi mieszkańcami dużych miast.
Elementem jak zwykle dla nas ważnym była przyroda. Często stawaliśmy w bezruchu przyglądając się skaczącej wiewiórce lub rzadkiemu gatunkowi ptaka. Wielkie drzewa, pamiętające epoki w których powstawały zamki dziś przez nas odwiedzane, również przyciągały nasz wzrok.
Jedną z największych atrakcji nieplanowanych był Lubiąż ze swoim klasztorem pocysterskim. To fascynująca budowla i równie interesująca historia zakonu cystersów, która zainspirowała Gosię do poczytania czegoś na ich temat.
Ciekawym, nie od razu zaakceptowanym przeze mnie pomysłem było zabranie rowerów. Może nie za dużo z nich skorzystaliśmy ale w niektórych przypadkach oszczędziliśmy czas i nogi. Można było zjeździć cały park przyzamkowy lub udać się rowerem kilka kilometrów do kolejnego zamku.
A teraz tradycyjnie lista naj...
najgorsze:
- straszliwy tłok w zamku w Ogrodzieńcu
- komary w pobliżu jezior i rzek
- stan niektórych zamków, mimo posiadania gospodarza
- brud na wielu parkingach
- wandalizm w kilku miejscach piknikowych
- pęknięta dętka w rowerze
- sieja na obiad w Starym Drawsku
- przegrana Gosi w kości

najlepsze:
- zabranie rowerów
- pogoda
- obiadokolacje w restauracjach
- pizzeria w Zagórzu Śląskim
- ścieżka geoturystyczna w Łęknicy
- poznanie Pati i Martyny w Grodźcu
- nocleg w zamku w Grodnie
- poznanie dwórki Gieni w Grodnie
- zamek w Mosznej
- Klasztor pocysterski w Lubiążu
- spotkanie z Darkiem Milińskim
- przypadkowe odwiedziny w rodzinnej wiosce matki Chopina
- widok z wieży w Grudziądzu
- wygrana Szymona w kości

Przejechaliśmy 3130 km a na rowerach co nas zadziwiło 204,5 km
Odwiedziliśmy 53 zamki, jeden zamek w Niemczech, 4 pałace, jedną twierdzę i jeden klasztor.
W kości wygrałem z Gosią 42 do 37 i jest to pierwsza wygrana na wyjeździe od 2017 roku
Pozdrawiamy i do następnej eskapady. Ciekawe czy pandemia pozwoli nam zrealizować plany, które w tym roku przepadły a czego w ogóle nie żałujemy?
 
 




















































A tutaj jeszcze zdjęcia dodatkowe pałaców i jednego klasztoru 

 







I to już naprawdę wszystko. Do następnej podróży.