Właściwie dzisiejszy dzień był dość przygnębiający, chociaż
do końca ze zdjęć tego nie będzie widać. Ale po kolei.
Na parkingu gdzie spaliśmy, w super warunkach śniadanie i
ruszamy do Kruje, jakieś 30 km. Przebijamy się przez zatłoczone ulice dolnego
miasta i parkujemy powyżej pod ruinami, które planujemy zwiedzać. Gosia
ciągnęła mnie tu już wczoraj z powodu o którym za chwilę ale dzięki późnej porze stało się inaczej.
Teraz przechadzamy się po muzeum. Poświęcone jest ono historii Albanii a głównie jej bohaterowi narodowemu Skanderbegowi, do którego zamek należał. Ten utalentowany żołnierz, dowódca doprowadził do wyzwolenia Albanii spod okupacji tureckiej a później trzykrotnie odpierał ataki Turków na rodzinny zamek i ówczesną stolicę jaką była Kruje. Sceny te przedstawia malowidło, które autor skończył kilka dni przed otwarciem muzeum.
Wpisałem się do księgi pamiątkowej jakimś mądrym, zapożyczonym tekstem i udaliśmy się w rejony atrakcyjne dla Gosi. Jak doczytała w przewodniku, jest tutaj największy targ w całej Albanii, ciągnący się brukowaną uliczką od podnóża zamku kilkaset metrów w dół. Mimo pewnego rozczarowania jednorodnym i tandetnym asortymentem zakupiła białą albańską myckę widoczną na jednym zdjęciu.
Nie to nas jednak przygnębiło a obrazy, które zobaczyliśmy w
stolicy, Tiranie. Wystarczyło odejść kilkaset metrów od reprezentacyjnego
centrum, lub zatrzymać się na światłach i cały czar pryskał. Walące się rudery,
wszechobecny brud, wałęsające się wychudzone psy, żebracy i pukające z
wyciągniętą rączką w szybę samochodu dzieci.
Samo centrum to ogromny plac przy którym znajduje się cerkiew, wieża zegarowa, budynek opery, muzeum narodowe z charakterystyczną, socrealistyczną mozaiką a po środku pomnik wspomnianego Skanderbega na koniu. Wokoło powiewają ogromne flagi narodowe Albanii.
Kilka przecznic dalej odwiedzamy stary kamienny most, po którym dzisiaj odbywa się tylko ruch pieszy.
Jest tu jeszcze jeden pomnik ludzkiej megalomanii. Ogromna, betonowo-szklana budowla. To mauzoleum zaprojektowane przez córkę dla ojca, wieloletniego dyktatora Albanii – Envera Hodży. Tu miał spoczywać ciemiężyciel ludu albańskiego, tak sobie zaplanował. Pochowano go tu ale 6 lat później ekshumowano ciało i przeniesiono na cmentarz komunalny. Zburzono również monumentalny, 17-to metrowy pomnik w centrum. Ten koszmarny grobowiec straszy jednak do dziś, będąc w swoich osłoniętych fragmentach polem do popisu dla utalentowanych graficiarzy.
Zajeżdżamy na fotkę z Shopenem. To pomnik zbudowany przez Fundację Fryderyka Chopina w Tiranie w 2003 roku.
Do PN Dajki są dwie drogi. Kolej linowa i asfalt. Wybieramy
tańsze rozwiązanie lecz bardziej męczące dla naszego Hultaja. Tu na górze
natykamy się na ślady szaleńczego, prawie w całości zrealizowanego przez Hodżę
planu, wybudowania miliona schronów przeciwatomowych, który nie był jedynym
marnotrawstwem narodowych funduszy.
Widoki mimo tego przecudne a w zacisznym miejscu gdzie
postanowiliśmy zostać na noc po zmroku można coś upolować ze statywem.
TakietrochePiotroskieprzygnębione