Na wspaniałym darmowym
parkingu z toaletą niczego nam nie brakowało ale w nadmiernej ilości
występował wiatr. Całą noc wiał a nad ranem trzeba było na zmianę drzwi w aucie
otwierać, bo nawet butelki z wodą by wywiało. W tej sytuacji szybko się
ewakuowaliśmy w poszukiwaniu miejsca na śniadanie. Znaleźliśmy na jednym
odjeździe wspaniały punkt ale bardzo się
rozczarowaliśmy. Jak tylko wyjęliśmy nasz koszyk z jedzeniem zleciało się tyle
os, że Gosia chciała od razu zrezygnować.
Osy mimo, że są mięsożerne ludzi nie jedzą.
Jak tylko otworzyliśmy konserwę drobiową jedna próbowała
porwać kawałek większy od siebie. Kiedy na deser otworzyłem wczoraj zakupiony
miód, żadna się nie zainteresowała. Czyli to jednak drapieżniki.
Droga na południe wycięta jest w wysokim klifie i nieco
przypomina tę z Francji czy Włoch. Jest to o tyle niezwykłe, że do 1991 roku samochody
osobowe mogli mieć tylko dygnitarze a dróg asfaltowych właściwie nie było.
Owszem nie wszystkie są w najlepszym stanie ale narzekać można jedynie na
kierowców. Tylko przypomnieć należy, że oni przesiedli się z wozów zaprzęgowych
do aut 25 lat temu.
- kąpiemy się?
- jak tylko chcesz, proszę bardzo – odpowiedziałem
I tu dałem po hamulcach, bo miejsce się nadawało. Jak się
okazało nie tylko do kąpieli.
Porto Palermo z twierdzą Alego Paszy najpierw zwiedziliśmy a
potem z maskami i płetwami zanurzyliśmy się w przejrzystych wodach zatoki.
Zauważyć tu można roślinność typową dla klimatu
śródziemnomorskiego.
Zajechaliśmy do Sarandy ale tłok i rejwach, typowe dla
nadmorskiego kurortu wygoniły nas prawie natychmiast.
Zachwycając się co kilka kilometrów wspaniałymi widokami
dotarliśmy prawie na samo południe Albanii do antycznego, wpisanego na listę
Światowego Dziedzictwa UNESCO miasta – Butrint. Wejście drogie jak na warunki
albańskie (700L na osobę) ale warte tych pieniędzy. Można powiedzieć, że to
turystyczna wizytówka kraju. Na parkingu powitał nas mały chłopiec z naręczem
jakiś pamiątek. Jak zauważył polską rejestrację to wyrecytował przygotowany
tekst czyściutką polszczyzną, czym wprawił nas w absolutne osłupienie. Olek chętnie
powtórzył to jeszcze raz przed kamerą, bo wcześniej nie zdążyłem jej włączyć.
Butrint otacza z jednej strony jezioro mierzejowe a z drugiej kanał łączący je
z Morzem Jońskim. Według mitologii miasto założyli uciekinierzy z Troi. Do jego
rozwoju przyczynił się pierwszy imperator Cesarstwa Rzymskiego, August z żoną
Liwią. Dzisiaj zwiedzamy tylko ruiny miasta, które od wieków co jakiś czas
zalewane jest wodami gruntowymi. Dzięki dotacjom wiele cennych fragmentów udało się jednak zachować.
Od jakiegoś czasu chodziło za nami aby skonsumować coś z
kuchni albańskiej. W Ksemilu zaserwowaliśmy sobie, Gosia kalmary a ja
ośmiornicę a właściwie jej 1/8 odnóży. Na widok porcji każdy już myślał o budce
z burekami. I tu powtórzyła się historia z Finlandii, gdzie jedliśmy zupę z
łososia w ilości jak dla krasnala a o sytości bochenka chleba.
Właściwie rozpoczynamy już powrót do domu. Ruszamy na północ
w kierunku Gjirokastry. Na razie koniec z kąpielami morskimi a już na pewno w
Morzu Jońskim.
zjonizowanePiotroskie