wtorek, 16 sierpnia 2016

16 sierpnia, wtorek – Jezioro Ochrydzkie, w drodze do Koman

Pierwszy raz na nocleg zatrzymaliśmy się w środku miasta i nie skutkowało to żadnymi problemami związanymi z hulaszczym prowadzeniem się letników, mimo, że Podgorec położony nad samym jeziorem ma wszelkie cechy klasycznego kurortu. Na szczęście turyści spokojni.
Dość wcześnie ruszyliśmy z powrotem do upatrzonych jeszcze wczoraj stoliczków aby przygotować sobie śniadanie. W kilku miejscach po drodze sprzedawano łowione w jeziorze ryby. To kanadyjska odmiana pstrąga jeziorowego a właściwie troć jeziorowa. Zrobiłem sobie zdjęcie z takim trofeum mając nadzieję, że jeszcze dzisiaj coś takiego skusi się na moją przynętę.

Przed definitywnym odjazdem od jeziora skręcamy do miejscowości o rybnej nazwie Lin, co jeszcze bardziej nastraja mnie wędkarskim optymizmem.
Wąskimi uliczkami docieramy do wody i tam stojący przy łódce pan proponuje godzinny rejs.
- a ryby będą? – pytamy w kilku językach
Kiwnięcie głową na potwierdzenie i już siedzimy w łódce a ja zarzucam blaszkę oczekując znanego szarpnięcia.
Wypływamy nieco dalej i tutaj zdębiałem jak dowiedziałem się, że kamienie i wodorosty które widzę znajdują się na 10 metrach pod wodą. Tak przejrzystej wody jeszcze nie widziałem.
Dowiedziałem się również smutnej rzeczy, że te ryby, co biorą na moją przynętę są bardzo daleko stąd a za 20 minut rejs się kończy. Wracamy na brzeg i z maskami pływamy jeszcze pół godziny wzbudzając niejakie poruszenie u autochtonów.

Jeden z nich, 4-letni Jovan, z pewnością fan motoryzacji wskoczył do naszego auta i bez problemu uruchomił silnik. Całe szczęście, że nie zostawiłem na biegu.

Żegnamy Jezioro Ochrydzkie i kierujemy się w stronę Koman.
Po drodze fotografuję pomniki komunistycznego snu o dobrobycie, który nigdy nie nastąpił.



Zdążyłem pomyśleć i wypowiedzieć słowo byrek i Gosia zauważyła na jednej z witryn ten właśnie napis. Było zdecydowanie za wcześnie na wizytę w byrekarium ale cóż.
Nagrywamy film do Discovery „How it`s made”, zjadamy po dwa byrki a deser do dzisiejszego obiadu serwujemy sobie  zahaczając o Tiranę.

Tu zainteresował nas zakratowany kiosk pełen książek –symboliczny obrazek.
Przed Szkodrą skręcamy na Koman w 30 km odcinek dość trudnej dla naszego Hultaja drogi. Jest to zagłębie energetyczne Albanii, wiec zrobienie zdjęcia w tej pięknej okolicy bez drutów wysokiego napięcia jest prawie niemożliwe.


Jutro czeka nas trzygodzinny rejs po jeziorze zaporowym a nasze autko ponoć jeszcze trudniejsza 57 kilometrowa przeprawa z Fierze dokąd przycumujemy.


zelektryzowane Piotroskie