Zaczyna się nieźle. Dwie godziny przed wyjazdem Gosia krząta
się po kuchni przygotowując coś na drogę a ja postanowiłem sprawdzić w
Mapach Google trasę.
- to gdzie jest pierwsze zwiedzanie na trasie?
Chwila milczenia i słyszę z kuchni
- jajce!
- tak, zaraz, ale gdzie jest pierwszy przystanek na trasie?
- jajce!!
- Goga, to za chwilę ale…
Stanęła w drzwiach pokoju przerywając w pół zdania.
- tak się nazywa miejscowość w Bośni i Hercegowinie -wydeklamowała
powstrzymując śmiech. Gruchnęliśmy po tym obydwoje.
Liczyłem, że wystartujemy o 20:00, godzinny poślizg nie był
jednak zmartwieniem.
Byliśmy już po stronie Niemiec, jakieś 25 km od domu kiedy
postanowiłem zagadać o zaletach nowej kamerki, która obecnie pod szybą robi za
rejestrator a pod wodą, w obudowie
będzie kręcić super ujęcia w HD…
Tu spojrzeliśmy na siebie z przerażeniem.
- ale jak to się mogło stać?
- nie było na liście, to nie zabraliśmy!
- lista, lista a bez niej to nawet paszportów nie weźmiesz!
Trzeba szybko podjąć decyzję, zaraz jest Perkun, można zawrócić.
- dobra, wracamy! – zaordynowała Gosia
Jadąc po zapomniane płetwy i maski przejeżdżamy teraz już po
naszej stronie przez kontrolę na którą jadąc do Niemiec spoglądaliśmy z pewną
wyższością myśląc jacy to biedni są ci kierowcy którzy muszą pokazywać
dokumenty i bagażniki.
Wysiadając pod domem
śmialiśmy się mówiąc – jak fajna, udana
i jaka krótka była nasza podróż do Albanii.
Straciliśmy równo godzinę i nadłożyliśmy 100 km.
Po tych atrakcjach udało się nam przejechać z 1500 jedynie
300 km i około 1:30 zalegliśmy na niemieckim parkingu po raz pierwszy w naszym
Hultai Inn.
SkleroPiotroskie