Od kiedy wjechaliśmy do Albanii intrygowała nas w miastach
plątanina kabli nad głowami. W drodze na południe przejeżdżamy przez Fier i
właśnie taka pajęczyna zatrzymała nas na kilka ujęć. Myślę, że jedna z metod
samobójców, skok z okna tu w Albanii nie byłaby skuteczna.
Wracając do auta
natknęliśmy się na palarnię kolumbijskiej kawy. Zakupujemy do naszego ekspresu
kilo świeżo palonej arabiki z Kolumbii. Bardzo jesteśmy ciekawi jej smaku.Głównym naszym celem dzisiaj są ruiny starożytnego miasta Apollonia. Założone zostało jeszcze przed naszą erą a odkryte w latach 20-tych zeszłego stulecia przez archeologów francuskich.
W jednej z sal odnalazłem rzeźbę antyczną swojego antenata. Nie miał nóg ani rąk ale mimo wszystko sądzę, że był kaleką.
Jadąc dalej na południe postanowiliśmy się trochę pomoczyć w Adriatyku. W takiej scenerii świetnie się pływało.
Odbiliśmy w stronę gór i PN Llogara. Zanim jednak tam dotarliśmy zatrzymaliśmy się na posiłek w barze, który jeszcze nie ruszył pełną parą. Zakupiliśmy przepyszny miodek z pasieki, która była powyżej i zasiedliśmy przy stoliku. Przed nami rozpościerał się przepiękny widok.
Poszukując miejsca na nocleg natrafiliśmy na spęd kóz, które
na kilka minut zatarasowały ruch na drodze.
Kiedy minęliśmy przełęcz Llogara naszym oczom ukazał się
widok, lecz nie taki jak zwykle czyli zatoka, morze itd. Był to niezwykły pióropusz
przelewającej się między górami chmury.
Zjazd był dość karkołomny dla naszego Hultaja. Przy tej
stromiźnie na dwójce rozpędzał się do 70 km/h. Tak mordując auto dojechaliśmy
do plaży, gdzie stanęliśmy pod górą na której widać jeszcze przed chwilą
pokonywane serpentyny. Za plecami słychać było szum Morza Jońskiego bo przy ostatniej kąpieli pożegnaliśmy Adriatyk. Jeszcze tylko zachód słońca, opis dzisiejszego dnia i
spać.
luluPiotroskielulu