poniedziałek, 16 maja 2022

16 maja, poniedziałek - Jezioro Titicaca, wyspa Amantani

Dzisiaj wybieramy się na dwa dni na Jezioro Titicaca. W hotelu zostawiamy duże bagaże, oddajemy rzeczy do prania i z małymi plecakami jedziemy do portu. Nie o wszystkich atrakcjach wiemy wcześniej i okazało się, że udamy się tam rykszami. Fajna przejażdżka uliczkami Puno. Z przystani odpływamy pół godziny później. Świadomość, że płyniemy po spokojnej wodzie jeziora Titicaca, które jest najwyżej położonym jeziorem żeglownym na świecie jest niesamowita. Jesteśmy obecnie 1300 m wyżej od Rysów, a tylko 1000 m niżej od najwyższego szczytu Europy. Dzisiaj trochę lepiej się czujemy, chociaż lekki szum w głowie pozostał. Wczoraj jednak wysokość ponad 4000 m była szokiem dla organizmu. Zmierzamy najpierw aby spotkać się z ludnością na wyspach Uros. To pływające wyspy zbudowane z trzcin. Takie trzcinowe tratwy. Wiele jest sposobów ale z takim zakwaterowaniem spotkaliśmy się pierwszy raz. Wykorzystywanie łodzi zacumowanych do brzegu jest powszechne na całym świecie. Stworzenie sobie pływającego kawałka „ziemi” jest niespotykane. Ludność Uros wieki temu była prześladowana przez Inków i był to dla nich jedyny sposób na uniknięcie śmierci. Odbijali ze swoją wyspą i całym dobytkiem od brzegu a wracali jak było bezpiecznie. Z czasem oddalili się z wyspami na bezpieczną odległość a na ląd przypływali swoimi trzcinowymi łodziami. Dzisiaj trzeba pokonać 5 km aby znaleźć się wśród pływających, trzcinowych wysepek. Przy jednej cumujemy i spotykamy się z mieszkańcami. Przy zejściu na ląd, choć brzmi to eufemistycznie, pod nogami wyczuwało się brak twardego podłoża. Po chwili można się było przyzwyczaić. Opinie są sprzeczne, czy Uros tu mieszkają, czy tylko przypływają na prezentację oraz sprzedaż swoich wyrobów. Nam się wydawało, że jednak mieszkają. Po rozmowie z jedną panią nabraliśmy pewności, że tak. Tu gdzie jesteśmy mieszkają trzy rodziny, które wszelkie pozyskane dobra dzielą sprawiedliwie między siebie. Najpierw pokazano nam w jaki sposób buduje się takie wyspy i je co jakiś czas wzmacnia. Później odwiedzaliśmy domostwa. Wiele dowiedzieliśmy się dzięki dłuższej rozmowie, o której wspomniałem a którą przeprowadził nasz przewodnik Maciek. Okazało się, że rząd w żaden sposób tej ludności nie wspomaga. Są zdani sami na siebie. Żyją z tego co zarobią dzięki turystom a odżywiają się w większości rybami, które poławiają i ptasim jajom. Jak się dowiedzieliśmy zawsze biorą tylko tyle im potrzeba, resztę zostawiając. Żyją więc w zgodzie z naturą. Najsmutniejszym akcentem tej rozmowy był jej koniec. Maciek zapytał panią jakie jest jej marzenie? Bez namysłu odpowiedziała „wyrwać się stąd”. Pływające Wyspy Uros zbudowane z trzcin totora na Jeziorze Titicaca wpisane są na listę światowego dziedzictwa Unesco. I to też w żaden sposób nie wpływa na sytuację zamieszkującej tutaj ponad 2000 populacji. Trudno w związku z tym się dziwić, że ta liczba ulega zmniejszeniu. Za kilkadziesiąt lat to miejsce może się stać, co najwyżej żywym skansenem. Po dwóch godzinach płyniemy na wyspę Amantani. Jezioro Titicaca ma średnią głębokość między 140 a 180 m. W najgłębszym miejscu mierzy 281m. Najciekawsza jest jednak wiadomość o temperaturze wody. Jest to obszar podzwrotnikowy a woda ze swoimi 6 do 13 st.C nie zachęca do kąpieli. Na Amantani wspinamy się około 150 metrów wyżej do miejsca, gdzie będziemy nocować. Gospodarze przyjmują nas suto zastawionym stołem i po obiedzie i chwili odpoczynku całą grupą ruszamy w górę aby zdobyć tutejszy szczyt Pachatata. Oczywiście młodzi pognali tak, że tylko kurz został. Jak się później okazało zdążyli wejść przed nami na wyższą Pachamamę i chwilę po nas stanęli na Pachatacie. Zanim jednak my wdrapaliśmy się na szczyt walczyliśmy o każdą piędź terenu. To już wysokość ponad 4000 m, więc i oddechu mocno brakowało. Nasz peruwiański przewodnik został z nami, bo pewnie przypuszczał, że na zachód słońca do szczytu nie dojdziemy i miał rację. Kilkadziesiąt metrów przed Patchatatą przyglądaliśmy się jak krwawa tarcza wpada do wód jeziora Titicaca. I pomyśleć, że gdzieś tam nad morzem jest jeszcze zupełnie jasno. Po zachodzie słońca na szczycie robimy kilka zdjęć i przy światłach latarek schodzimy do naszego domu. Tam kolacja, titi i caca i lulu.

TitiPiotroskiecaca

 


Rykszami na przystań

żegnamy Puno




Trzcinowe łodzie na Uros

Pan tłumaczy jak się buduje wyspę z torfu i trzcin



Cepelia Uros

Tak mieszkają Uros

Wywiad z panią w jej pokoiku



Nasi gospodarze na Amantani


Miejscowi schodzą a widzieliśmy jak pod górę wbiegali

Powłóczymy za Johnem nogami

Patchatata  4200 m n.p.m.zdobyty


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz