środa, 11 maja 2022

11 maja, środa – Z Limy do Paracas


Z hotelu w którym nocowaliśmy w Limie wystartowaliśmy o 6:00 do Paracas, 250 km na południe. 
Jest nas 12 osób, 10 turystów i dwóch przewodników, Jasiek i Maciek. Jeszcze wczoraj wieczorem na lotnisku dołączyła do grupy Ela, która przyleciała ze Stanów, gdzie mieszka. Jedziemy busem z peruwiańskim kierowcą. Około 10:00 dojeżdżamy do Paracas, meldujemy się w hotelu i około południa wyruszamy rowerami w 40 km trasę po półwyspie Paracas. Trasa często wiodła płaskimi odcinkami ale zdarzały się może niezbyt strome ale długie podjazdy, które wymagały wysiłku. Krajobraz surowy, iście księżycowy, piasek, wydmy, zero roślin ale ptaki już tak, i malownicze . Co jakiś czas wstrzymywaliśmy grupę, która cierpliwie na nas czekała. Towarzyszył nam cały czas samochód suv na którym zamocowany był jeden zapasowy rower, jechały w nim nasze cięższe rzeczy a jeśli ktoś czułby się zmęczony mógł zamienić dwa kółka na cztery i do tego z klimatyzacją. Cały ten region po którym jeździmy to Rezerwat Paracas. Docieramy nad brzeg Oceanu Spokojnego i stajemy na wysokich klifach. Tych kilka ostańców przed nami trochę przypomina nam Great Ocean Road w Australii z 12 Apostołami. Ten tutaj nazywany jest Katedrą. Ona tak jak australijski London Bridge nie ma dzisiaj połączenia z lądem. Wcześniej wiszący odcinek zawalił się w 2007 roku i pozostawił całą budowlę samotną w oceanie.  W tych wodach dominuje zimny prąd arktyczny, który dzięki potężnemu natlenieniu wody gromadzi ogromne ilości ryb. Wybrzeża Peru są jednymi z najlepszych łowisk na świecie. Po trzech godzinach docieramy do najwyższych klifów w okolicy Mirador Istmo II z punktem widokowym Santa Maria. Stąd rozpościera się widok na Playa Roja i na przeciwległym brzegu Playa Arquillo z cevicherią (restauracja specjalizująca się w ceviche) o nazwie La Tia Fela, w której później jemy lunch. Siedzimy teraz pod parasolami restauracji przyglądając się miejscom z których jeszcze pół godziny wcześniej patrzyliśmy w tę stronę. Kelner prezentuje nam różne stworzenia morskie, z których wybieramy te na nasze potrawy. Na talerzu ląduje ceviche, tradycyjne danie z surowej ryby. Ja wybrałem mięso okonia morskiego. Całość położona na liściu sałaty okraszona cebulą i dużą ilością soku z limonki oraz dwoma rodzajami ziemniaków. Ciekawe danie, chociaż ilość raczej nie uzupełniła spalonych kalorii. Po tym jeszcze ponad 10 km jazdy z powrotem do hotelu. Oczywiście zajeżdżamy jako ostatni. Później szukamy grupy, która zamelinowała się w jednej z knajpek. Po przekazaniu planów na jutro zmykamy spać.

Piotroskie na rowerach



Z nielicznymi wyjątkami dostawaliśmy pokój małżeński

                                                        Na promenadzie w Paracas

Większość zbiorowych zdjęć robiliśmy z firmowym banerem


Katedra
                                                         

Krajobraz księżycowy

Widok z wysokiego klifu

Nawet na ręce mi zatańczy

Okoń morski

Ceviche

Stąd patrzyliśmy na restaurację

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz