czwartek, 8 sierpnia 2019

8 sierpnia, w drodze do Adelajdy




8 sierpnia, czwartek

Postanowiliśmy ze względu na wieczorną małą imprezę, że pośpimy nieco dłużej. Wstaliśmy po 8:00. Jesteśmy na parkingu Kokatha nad słonym jeziorem Hart. Kiedy zobaczyłem widok jaki rozpościerał się z góry przypomniałem sobie, że rok temu zatrzymaliśmy się tutaj w drodze powrotnej z Uluru. Tym razem schodzimy w dół do jeziora. Biel soli jaka pojawiła się po wyparowaniu wody wygląda jak śnieg. Gosia podeszła bliżej i posmakowała, bez wątpienia stwierdziła, że to sól. Żeby dostać się nad jezioro trzeba było przejść tunelem pod torami Ghana ryzykując 2.200 dolarów kary. Tak informowała tablica przed nasypem. Nikt z bloczkiem mandatowym się nie pojawił, chyba, że przyślą pocztą na Turkusową. Malowniczo prezentuje się również ścieżka prowadząca w dół. Twarda kreda również wygląda jak zmrożony śnieg.
Strasznie wieje i nie sposób przygotować śniadanie. Jedziemy więc do przodu w poszukiwaniu zacisznego miejsca. Dojeżdżamy do roadhousu Pimba, znajdujemy stoliczki i rozpoczynamy przygotowania do posiłku.
- o dzień dobry – młody człowiek zwrócił się do nas słysząc polską mowę
- dzień dobry, cześć – odpowiedzieliśmy chórem
Widok młodego człowieka z malutkim dzieckiem na ręku nie jest niczym dziwnym. Ale tu w Red Center, z daleka od cywilizacji był dla nas niespotykany. Dopiero za chwilę dowiedzieliśmy się szczegółów, które nas dopiero zszokowały.
Ania i Paweł, małżeństwo z Poznania wraz z 10 miesięczną dzisiaj Kalinką wykorzystując połączone urlopy macierzyński i tacierzyński, wyruszyli w podróż dookoła świata w kwietniu tego roku. Zaczęli od Azji i poprzez Australię, Fidżi jadą do Stanów Zjednoczonych, skąd wracają do Polski po pół roku. Ta młoda para udowadnia, że dziecko nie jest żadną przeszkodą w realizacji swoich pasji. Już myślą o drugim dziecku i zastanawiają się nie czy, ale jak zorganizują kolejną podróż z dwójką dzieci. NIESAMOWITE !
Rozmawiać moglibyśmy długo ale ruszamy każdy w swoją stronę. Młodzi kamperem na północ w stronę ciepełka a my w stronę australijskiej zimy na południe. Już szczękamy zębami na samą myśl. Całą drogę od Cooper Pedy aż poniżej Adelajdy potwornie wieje, a przed Adelajdą dodatkowo zaczęło padać. Dojeżdżamy do miejscowości Murray Bridge, gdzie tak jak wczoraj jedzenie robimy w aucie. Zaparkowaliśmy pod mostem, bo przynajmniej można wysiąść i na głowę nic nie leci. Jutro mamy trochę planów ale prognozy są przygnębiające. Gosia z żalem wspomina temperatury oscylujące około 30 st.C. 
- a o muchach to już nie pamiętasz? bo ja po komarach dalej mam bąble – sprowadzam ją na ziemię - dobranoc

murPiotroskieray















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz