Jeszcze krótka relacja z
wczoraj. Po 23 kilometrach w stronę Melbourne minęliśmy granicę Australii
Południowej z Wiktorią, mijając martwe obecnie winorośla znanego w Australii
rejonu uprawy winorośli i wyrobu win Coonoowara. I nam też się je dobrze piło i
miło czas spędziło.
Po 190 km osiągnęliśmy Warrnambool,
gdzie zaczynamy jutro ostatni dzień naszego wyjazdu.
Noc była niespokojna. Deszcz
co jakiś czas bębnił o dach i szyby a silniejsze podmuchy wiatru kołysały autem
nas do snu.
Rano, kilkaset metrów dalej
parkujemy przy Logans Beach koło platformy do obserwacji wielorybów. Właśnie teraz zimą
przypływają tutaj i jest duża szansa aby je obserwować. Ale nie dzisiaj. Zaraz
po wejściu na platformę mimo swojej wagi prawie odfrunąłem. Trudno było nawet oddychać.
Fale, chociaż na zdjęciu tego nie widać, miały około 4 metrów. Może ogromne
połacie piany pokrywające całą plażę dają świadectwo panującego szaleństwa.
Wieloryby popłynęły dalej od brzegu i w głębiny. Szkoda, bo tutaj wiele ich
przypływa ale głównie wieloryb Oceanu Południowego (southern right wale).
No cóż, nie można być
pięknym…itd. Aby zobaczyć ogromnego ssaka będę musiał spojrzeć w lustro.
Ruszamy na wschód, do 60 km
dalej ulubionego naszego miejsca Twelve Apostles. Po drodze widzimy niezbite dowody
na panującą tutaj zimę. Całe stado papug galah obok klombu z narcyzami. Kilka
kilometrów dalej znajdujemy zadaszone i dość spokojne miejsce na posiłek,
stojący bar „Dwie tęczowe krowy” z atrakcją podczas jedzenia, prawdziwą tęczą.
Nieopodal znajduje się punkt o nazwie Childern Cove od którego 110 km wybrzeża
na wschód jest cmentarzyskiem 163 wraków rozbitych statków. Po drodze robimy
zakup farmerskich jajeczek w samoobsługowym przydrożnym punkcie.
Dojeżdżamy Great Ocean Road do
pierwszego ciekawego miejsca nad oceanem. Bay of Islands. Od tego momentu
posuwamy się zajeżdżając w znane sobie zatoczki i poprzez miasteczko Port
Campbell dojeżdżamy do Dwunastu Apostołów. To już dzisiaj mniej ostańców
dzielnie walczących z naporem ogromnych fal. Z pewnością i one w przyszłości
podziela los swoich leżących już pobratymców ale z kolei powstaną nowe pod
naporem fal uderzających w wybrzeże. Tym czasem cieszą oko coraz większą rzeszę
turystów. Jak pamiętamy naszą pierwszą wizytę tutaj w styczniu 2000 roku to
zmieniło się nie tylko to co w oceanie. Zbudowano całe zaplecze, ścieżki
wyasfaltowano, pobudowano płoty, platformy widokowe. Obok Visitor Center jest
lądowisko dla helikopterów, skąd można polecieć i podziwiać cały region z
powietrza. W 2000 polecieliśmy z dziećmi ale cena naszego lotu była niewiele
wyższa od dzisiejszej ale za jedną osobę. Po całej okolicy chodzi się w wielkim
tłoku i co charakterystyczne, to jedyne miejsce w całej Australii, gdzie ruch
pieszy jest prawostronny. Tu większość turystów jest z krajów, gdzie taki ruch
panuje na ulicach. Ogromna liczba to Azjaci a przede wszystkim Chińczycy. Jest
trochę Francuzów i dwoje Polaków. Ogromne fale napierają na skały wytwarzając
ogromne ilości piany. Wiatr rozwiewa ją po okolicy, spotykamy ją również 200,
300 metrów od brzegu jak opada na drogę, którą jedziemy. Mimo tego pogoda jest
łaskawa i od czasu do czasu pozwala zrobić kilka zdjęć w promieniach słońca. Chcieliśmy
zakończyć naszą wizytę zejściem na plażę schodami Gibsona. Niestety ze względu
na pogodą zejście zamknięto. Jest prawie 16:00 i mamy 250 km do Melbourne,
gdzie Hanka czeka z gorącym posiłkiem. Dojeżdżamy przed 20:00 i po pierwszej od
Gór MacDonella kąpieli pałaszujemy przepyszną chińszczyznę. No cóż, dziś dzień
chiński.
greatPiotroskieroad
a to nasz nowy nabytek |
To białe to piana |
W oddali 12 Apostołów |
Port Campbell |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz