poniedziałek, 12 sierpnia 2019

11 sierpnia, Great Ocean Road i powrót do Melbourne

11 sierpnia, niedziela

Jeszcze krótka relacja z wczoraj. Po 23 kilometrach w stronę Melbourne minęliśmy granicę Australii Południowej z Wiktorią, mijając martwe obecnie winorośla znanego w Australii rejonu uprawy winorośli i wyrobu win Coonoowara. I nam też się je dobrze piło i miło czas spędziło.
Po 190 km osiągnęliśmy Warrnambool, gdzie zaczynamy jutro ostatni dzień naszego wyjazdu.

Noc była niespokojna. Deszcz co jakiś czas bębnił o dach i szyby a silniejsze podmuchy wiatru kołysały autem nas do snu.
Rano, kilkaset metrów dalej parkujemy przy Logans Beach koło platformy do obserwacji wielorybów. Właśnie teraz zimą przypływają tutaj i jest duża szansa aby je obserwować. Ale nie dzisiaj. Zaraz po wejściu na platformę mimo swojej wagi prawie odfrunąłem. Trudno było nawet oddychać. Fale, chociaż na zdjęciu tego nie widać, miały około 4 metrów. Może ogromne połacie piany pokrywające całą plażę dają świadectwo panującego szaleństwa. Wieloryby popłynęły dalej od brzegu i w głębiny. Szkoda, bo tutaj wiele ich przypływa ale głównie wieloryb Oceanu Południowego (southern right wale).
No cóż, nie można być pięknym…itd. Aby zobaczyć ogromnego ssaka będę musiał spojrzeć w lustro.
Ruszamy na wschód, do 60 km dalej ulubionego naszego miejsca Twelve Apostles. Po drodze widzimy niezbite dowody na panującą tutaj zimę. Całe stado papug galah obok klombu z narcyzami. Kilka kilometrów dalej znajdujemy zadaszone i dość spokojne miejsce na posiłek, stojący bar „Dwie tęczowe krowy” z atrakcją podczas jedzenia, prawdziwą tęczą. Nieopodal znajduje się punkt o nazwie Childern Cove od którego 110 km wybrzeża na wschód jest cmentarzyskiem 163 wraków rozbitych statków. Po drodze robimy zakup farmerskich jajeczek w samoobsługowym przydrożnym punkcie.
Dojeżdżamy Great Ocean Road do pierwszego ciekawego miejsca nad oceanem. Bay of Islands. Od tego momentu posuwamy się zajeżdżając w znane sobie zatoczki i poprzez miasteczko Port Campbell dojeżdżamy do Dwunastu Apostołów. To już dzisiaj mniej ostańców dzielnie walczących z naporem ogromnych fal. Z pewnością i one w przyszłości podziela los swoich leżących już pobratymców ale z kolei powstaną nowe pod naporem fal uderzających w wybrzeże. Tym czasem cieszą oko coraz większą rzeszę turystów. Jak pamiętamy naszą pierwszą wizytę tutaj w styczniu 2000 roku to zmieniło się nie tylko to co w oceanie. Zbudowano całe zaplecze, ścieżki wyasfaltowano, pobudowano płoty, platformy widokowe. Obok Visitor Center jest lądowisko dla helikopterów, skąd można polecieć i podziwiać cały region z powietrza. W 2000 polecieliśmy z dziećmi ale cena naszego lotu była niewiele wyższa od dzisiejszej ale za jedną osobę. Po całej okolicy chodzi się w wielkim tłoku i co charakterystyczne, to jedyne miejsce w całej Australii, gdzie ruch pieszy jest prawostronny. Tu większość turystów jest z krajów, gdzie taki ruch panuje na ulicach. Ogromna liczba to Azjaci a przede wszystkim Chińczycy. Jest trochę Francuzów i dwoje Polaków. Ogromne fale napierają na skały wytwarzając ogromne ilości piany. Wiatr rozwiewa ją po okolicy, spotykamy ją również 200, 300 metrów od brzegu jak opada na drogę, którą jedziemy. Mimo tego pogoda jest łaskawa i od czasu do czasu pozwala zrobić kilka zdjęć w promieniach słońca. Chcieliśmy zakończyć naszą wizytę zejściem na plażę schodami Gibsona. Niestety ze względu na pogodą zejście zamknięto. Jest prawie 16:00 i mamy 250 km do Melbourne, gdzie Hanka czeka z gorącym posiłkiem. Dojeżdżamy przed 20:00 i po pierwszej od Gór MacDonella kąpieli pałaszujemy przepyszną chińszczyznę. No cóż, dziś dzień chiński.

greatPiotroskieroad







a to nasz nowy nabytek



To białe to piana













W oddali 12 Apostołów

Port Campbell











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz