31 lipca, środa
Jeszcze nie wjechaliśmy do
Kakadu NP, a już jestem pogryziony przez komary. Ze względu na wysoką
temperaturę, przynajmniej do godzin nocnych śpimy przy opuszczonych oknach. Te
cholery spokojnie wtedy wlatują do środka. Bzyczenie nad uchem wielokrotnie
budzi mnie w nocy. Machanie rękami i próby pozbycia się intruzów niczego nie
dają. Wstaję kompletnie wykończony bezowocną walką i niewyspany i stwierdzam,
że tylko ja stałem się obiektem wściekłych ataków tych mniejszych od naszych krwiopijców. Gosia
uśmiechnięta i wyspana bez śladów walki na swoim ciele ze zdziwieniem przygląda
się bąblom na moim. Wyjeżdżamy z parkingu w nadziei znalezienia fajnego miejsca
na śniadanie. Daleko nie posunęliśmy się. 10 km dalej zjeżdżamy do miejsca nad
Adelaide River, serwującego niezwykłą atrakcję, rejs z oglądaniem skaczących
krokodyli. Wcinamy śniadanie, podczas którego podejmujemy decyzję o
skorzystaniu z oferty. Wypływamy o 8:30 30 osobową płaskodenką. Zajęliśmy
miejsca z przodu, które okazały się idealne do oglądania spektaklu. Byliśmy
najbliżej gadów spośród całej wycieczki. Obsługa była jednoosobowa. Pani była
sternikiem, przewodnikiem i poskramiaczem krokodyli. Umieszczała na końcu
długiego kija dwa wieprzowe golenie i tym umiejętnie prowokowała krokodyla do
skoku. Po dwóch, max trzech razach pozwalała zwierzakowi na pochwycenie
przynęty i spokojną przegryzkę. Tak zapolowało nam 5 krokodyli a pod koniec
pani rozrzucała na wodzie kawałki słoniny, które z gracją szponami podrywały
jastrzębie a później podczas lotu podawały sobie do dzioba. Po godzinie pełni
wrażeń wróciliśmy na przystań. Tak rozpoczęty dzień wróżył kolejne a przecież
Kakadu NP dopiero przed nami. 7 dniowy bilet do Parku kosztuje 40 AUD na osobę
i można go zakupić przez Internet lub w kilku miejscach na terenie parku.
Odwiedzamy pierwsze takie po wjeździe, gdzie pracownicą Ośrodka turystycznego
Aurora jest młoda Polka. Agata ma już za sobą kilkuletni pobyt w Portugalii a
obecnie od września szuka szczęścia w Australii. Z rodzicami podróżowała od
dziecka a nad łóżkiem, jak opowiadała od zawsze wisiała mapa Australii, miejsca
jak sobie obiecywała do którego na pewno kiedyś przyjedzie. Kolejny przykład,
że marzenia się spełniają. Zrobiliśmy sobie wspólną fotkę i rozpoczęliśmy
zwiedzanie najbardziej znanego i jak przewodniki podają najbardziej
atrakcyjnego parku narodowego Australii. Fundujemy sobie 4 km spaceru ścieżką
jakich tu cała masa. Podziwiamy roślinność, słuchamy śpiewu ptaków a czasami
jak trafimy na mokradła możemy podglądać stada kaczek, ibisów, gęsi i innych wodnych
ptaków. Co chwilę tablice ostrzegają aby nie zbaczać z trasy bo można stać się
posiłkiem krokodyla. Obecnie jest pora sucha, więc gadów wokoło nie ma.
Przebywają teraz w głębszych jeziorkach tzw. billabongach lub w korytach rzek,
które nie wyschły. W Jabiru, niejako stolicy Kakadu NP przy akompaniamencie
skrzeczenia papug kakadu Jemy obiadokolację. Przy okazji, nazwa parku poza
podobnym brzmieniem do nazwy papugi nic wspólnego z nią nie ma. Aborygeni
nazywali ten obszar w swoim języku tak, że jego zangielszczona fonetycznie nazwa
dała kakadu. Nazwa papugi po angielsku to cacatoo a w wymowie brzmi kakatu z
akcentem na końcówkę. Tu w Jabiru, które nazwę wzięło od charakterystycznego
występującego w parku ptaka jest niezwykły hotel w kształcie krokodyla.
Najlepiej widać go z lotu ptaka. Gosia pozuje na tle głowy a ja w prawej
przedniej łapie gada. Kilkanaście kilometrów od Jabiru jest kopalnia z
największymi na świecie złożami uranu, platyny i złota. Niestety nie ma tu
dobrego miejsca na zdjęcie. Zza ogrodzenia robię fotkę ogromnego, zalanego wodą
wyrobiska. Na wieczór zostawiliśmy sobie jedną z większych atrakcji parku, Ubirr
z naskalnymi malunkami wykonanymi tysiące lat temu przez zamieszkujące tu
prymitywne plemiona. Prymitywne, ale już zajmujące się swego rodzaju sztuką.
Wzgórza nad malunkami przyniosły na koniec dnia piękny widok zachodzącego
słońca nad mokradłami pełnymi ptactwa. Takie skupiska są możliwe do podziwiania
tylko w okresie suchym. Podczas monsunu, kiedy woda pokrywa olbrzymie powierzchnie
zwierzęta rozpierzchają się. Pełni wrażeń zalegamy na pobliskim kempingu. Już
nadstawiam komarom niepogryzione części ciała.
kakapiotroskiedu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz