niedziela, 4 sierpnia 2019

31 lipca, Kakadu National Park - dzień pierwszy


31 lipca, środa

Jeszcze nie wjechaliśmy do Kakadu NP, a już jestem pogryziony przez komary. Ze względu na wysoką temperaturę, przynajmniej do godzin nocnych śpimy przy opuszczonych oknach. Te cholery spokojnie wtedy wlatują do środka. Bzyczenie nad uchem wielokrotnie budzi mnie w nocy. Machanie rękami i próby pozbycia się intruzów niczego nie dają. Wstaję kompletnie wykończony bezowocną walką i niewyspany i stwierdzam, że tylko ja stałem się obiektem wściekłych ataków tych  mniejszych od naszych krwiopijców. Gosia uśmiechnięta i wyspana bez śladów walki na swoim ciele ze zdziwieniem przygląda się bąblom na moim. Wyjeżdżamy z parkingu w nadziei znalezienia fajnego miejsca na śniadanie. Daleko nie posunęliśmy się. 10 km dalej zjeżdżamy do miejsca nad Adelaide River, serwującego niezwykłą atrakcję, rejs z oglądaniem skaczących krokodyli. Wcinamy śniadanie, podczas którego podejmujemy decyzję o skorzystaniu z oferty. Wypływamy o 8:30 30 osobową płaskodenką. Zajęliśmy miejsca z przodu, które okazały się idealne do oglądania spektaklu. Byliśmy najbliżej gadów spośród całej wycieczki. Obsługa była jednoosobowa. Pani była sternikiem, przewodnikiem i poskramiaczem krokodyli. Umieszczała na końcu długiego kija dwa wieprzowe golenie i tym umiejętnie prowokowała krokodyla do skoku. Po dwóch, max trzech razach pozwalała zwierzakowi na pochwycenie przynęty i spokojną przegryzkę. Tak zapolowało nam 5 krokodyli a pod koniec pani rozrzucała na wodzie kawałki słoniny, które z gracją szponami podrywały jastrzębie a później podczas lotu podawały sobie do dzioba. Po godzinie pełni wrażeń wróciliśmy na przystań. Tak rozpoczęty dzień wróżył kolejne a przecież Kakadu NP dopiero przed nami. 7 dniowy bilet do Parku kosztuje 40 AUD na osobę i można go zakupić przez Internet lub w kilku miejscach na terenie parku. Odwiedzamy pierwsze takie po wjeździe, gdzie pracownicą Ośrodka turystycznego Aurora jest młoda Polka. Agata ma już za sobą kilkuletni pobyt w Portugalii a obecnie od września szuka szczęścia w Australii. Z rodzicami podróżowała od dziecka a nad łóżkiem, jak opowiadała od zawsze wisiała mapa Australii, miejsca jak sobie obiecywała do którego na pewno kiedyś przyjedzie. Kolejny przykład, że marzenia się spełniają. Zrobiliśmy sobie wspólną fotkę i rozpoczęliśmy zwiedzanie najbardziej znanego i jak przewodniki podają najbardziej atrakcyjnego parku narodowego Australii. Fundujemy sobie 4 km spaceru ścieżką jakich tu cała masa. Podziwiamy roślinność, słuchamy śpiewu ptaków a czasami jak trafimy na mokradła możemy podglądać stada kaczek, ibisów, gęsi i innych wodnych ptaków. Co chwilę tablice ostrzegają aby nie zbaczać z trasy bo można stać się posiłkiem krokodyla. Obecnie jest pora sucha, więc gadów wokoło nie ma. Przebywają teraz w głębszych jeziorkach tzw. billabongach lub w korytach rzek, które nie wyschły. W Jabiru, niejako stolicy Kakadu NP przy akompaniamencie skrzeczenia papug kakadu Jemy obiadokolację. Przy okazji, nazwa parku poza podobnym brzmieniem do nazwy papugi nic wspólnego z nią nie ma. Aborygeni nazywali ten obszar w swoim języku tak, że jego zangielszczona fonetycznie nazwa dała kakadu. Nazwa papugi po angielsku to cacatoo a w wymowie brzmi kakatu z akcentem na końcówkę. Tu w Jabiru, które nazwę wzięło od charakterystycznego występującego w parku ptaka jest niezwykły hotel w kształcie krokodyla. Najlepiej widać go z lotu ptaka. Gosia pozuje na tle głowy a ja w prawej przedniej łapie gada. Kilkanaście kilometrów od Jabiru jest kopalnia z największymi na świecie złożami uranu, platyny i złota. Niestety nie ma tu dobrego miejsca na zdjęcie. Zza ogrodzenia robię fotkę ogromnego, zalanego wodą wyrobiska. Na wieczór zostawiliśmy sobie jedną z większych atrakcji parku, Ubirr z naskalnymi malunkami wykonanymi tysiące lat temu przez zamieszkujące tu prymitywne plemiona. Prymitywne, ale już zajmujące się swego rodzaju sztuką. Wzgórza nad malunkami przyniosły na koniec dnia piękny widok zachodzącego słońca nad mokradłami pełnymi ptactwa. Takie skupiska są możliwe do podziwiania tylko w okresie suchym. Podczas monsunu, kiedy woda pokrywa olbrzymie powierzchnie zwierzęta rozpierzchają się. Pełni wrażeń zalegamy na pobliskim kempingu. Już nadstawiam komarom niepogryzione części ciała.

kakapiotroskiedu


















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz