sobota, 3 sierpnia 2019

30 lipca, Darwin dzień drugi


30 lipca, wtorek, Darwin

Rano wróciliśmy nad morze poszukać stoliczka na zrobienie śniadania. Udało się ale tradycyjną partyjkę kości przerwała wizyta pani z dwoma pieskami. Pogadać się jej widać chciało, bo z pół godziny opowiadała o sprawach swojej rodziny i o darwińczykach w ogóle. Miejsce jest na tyle dalekie, że często zamieszkuje się tu jedynie na kilka lat i później dalej, dokąd fantazja poniesie. Lejtmotywem darwińczyków jest zasada: when you`re in pain take a plane. Odwiedziliśmy Muzeum Sztuki i Galerię Terytorium Północnego. Większy dział poświęcony był katastrofalnemu w skutki cyklonowi Tracy, który zrównał niemalże Darwin z powierzchnią ziemi w wigilię 1974 roku. O 11:00 rozpoczęła się półgodzinna prelekcja, która ku naszemu rozczarowaniu nie był poparta żadnym pokazem slajdów ani filmem. Trochę zrozumieliśmy ale nie za wiele. Pan w każdym razie był świadkiem tej katastrofy, która pozbawiła dachu nad głową 80% mieszkańców Darwin. Miasto odbudowano w 4 lata! Były też działy przyrodnicze, ze sztuką aborygeńską i jeden poświęcony ogromnemu krokodylowi Sweetheart, który siał postrach w pobliskich wodach Morza Timora. Mimo rozsiewanych plotek nikogo nie zjadł ale atakował łodzie rybackie. Na zdjęciach prezentowano dziury w poszyciu metalowej łodzi po zębach Sweetheart’a. Zajrzeliśmy do budynku Parlamentu Terytorium Północnego. Uderzyła nas od razu różnica między herbami Australii i Terytorium Północnego. W tutejszym brak jest strusia dodatkowo jest orzeł. Jakby nie patrzeć zasada doboru zwierząt i zaakcentowania progresji jaka mają symbolizować została utrzymana. Żadne z nich nie potrafi chodzić do tyłu. Jest tutaj obraz namalowany przez Narrit Jin Marmuru, pierwszego Aborygena, któremu nadano obywatelstwo australijskie. To dopiero paradoks. Rdzennemu mieszkańcowi Australii przybysze z dalekiej Europy nadają prawa obywatelskie. W pobliżu Parlamentu znajduje się fikus, stare drzewo, które zyskało nazwę Drzewo Wiedzy. Przez Darwin przetoczyły się wojny, cyklony i chociaż pobliskie budowle runęły nie raz, drzewo bez szwanku przetrwało do dzisiaj. Ono po prostu wiedziało, że kataklizm nadejdzie i jak się przed nim uchronić. Esplanada, to droga ciągnąca się wzdłuż brzegu morza i jest tu park, sporo ciekawych miejsc do fotografowania pomniki poświęcone odkrywcom tego lądu. Trochę wdychamy atmosfery tego miejsca, posilamy się i ruszamy do najważniejszego miejsca naszego tegorocznego wypadu. Kakadu National Park. Dotychczas nie wspomniałem nic o temperaturze. O ile już w centralnej Australii w ciągu dnia były temperatury w okolicach 24 do 27st.C to jednak noce były chłodne, nawet 5 do 7st.C. Od miejscowości Tennant Creek 500km  na północ od Alice Springs mamy już ponad 30st.C a nocami około 20.
Zatrzymaliśmy się jeszcze przed wjazdem do Parku na noc i tam pierwszy raz zaatakowały nas wściekle komary, o których uciążliwości gdzieś mętnie nas informowano. Zakupiliśmy przezornie jakiś preparat ale info na opakowaniu nijak się miało do rzeczywistości. Powinno działać 8 godzin, a po dwóch komary chyba zaczęły go używać jako przyprawę do naszej krwi. Noc była makabryczna.

In pain Piotroskie








Budynek Parlamentu








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz