16 sierpnia, piątek Melbourne
Akwarium
Parę minut po 7:00 telefon od
sprzedającej Michelle, że lodówka jest w drodze i w zależności od korków na
trasie będzie niedługo u nas. Rozpoczęliśmy szybką akcję przesunięcia starej i
zrobienia miejsca Samsungowi. Niby akcja transport jak wszystkie tego rodzaju
ale za chwilę mieliśmy przekonać się, że tak nie jest. Dzwonek do drzwi, czym
prędzej wychodzę i zastaję Vana z podniesionymi tylnymi drzwiami i wysuwająca
się z bagażnika lodówką. Podtrzymałem ją a do pomocy przyszła jeszcze Gosia.
Postawiliśmy ją i w tym momencie zobaczyłem jak Michell wychodzi z bagażnika.
Jest sama i nie ma nikogo więcej. Byliśmy u niej dwa dni temu obejrzeć lodówkę
i wiem, że do wyniesienia z domu i zapakowania potrzeba było dwóch ludzi. Ona
to wszystko zrobiła sama. Byliśmy w szoku, tym bardziej, że wniesienie jej do
domu naszej trójce sprawiło niejaką trudność. Jak Michell pojechała wymyliśmy
lodówkę i pozostawiliśmy do wyschnięcia do naszego powrotu. Z tej całej akcji
nie ma dokumentacji foto, bo nie miał kto robić zdjęć.
Około 11:00 jesteśmy już w
city obok akwarium ale całą godzinę
zajęło nam znalezienie jakiegoś parkingu. Postanowiliśmy skorzystać z
usytuowanego przy targowisku. Za nim ruszymy do oddalonego 1,5 km akwarium Gosia
serwuje sobie ostrygi. Próbujemy kupić bilety do akwarium jako 60+ ale okazuje
się, że sprzedają emerytom ale tylko australijskim, za okazaniem dokumentu.
Więc tylko raz udało mi się skorzystać w zeszłym roku kiedy wjeżdżaliśmy w
Thredbo wyciągiem aby wejść na Górę Kościuszki. W Australii byliśmy w akwarium
w Sydney w 2000 roku i w Perth w 2007. Tu w Melbourne jesteśmy pierwszy raz.
Wszystko jest zorganizowane pod kątem dzieci. Są sale w których dzieci mogą
malować swoje ulubione zwierzęta morskie. Są specjalne miejsca gdzie dzieci
mogą wejść i zajrzeć do akwarium poprzez specjalną kapsułę od dołu. Jest sporo
odnośników zwracających uwagę na ekologię. Przede wszystkim jednak podziwiać
można wspaniałe akwaria, gdzie rekiny i ogromne płaszczki przepływają
zwiedzającym nad głowami. Szyba jednego z większych jest grubości 25 cm i waży
kilkanaście ton. Wstawienie jej tutaj w całości wyobrażam sobie było
karkołomnym zadaniem. Znalazł tu również schronienie ogromny, mierzący
ponad 5 m i ważący 750 kg krokodyl różańcowy Pinjarra. Jak go pojmano był przez jakiś czas
na farmie krokodyli, ale kiedy podrósł trzeba było go izolować bo atakował
pobratymców. Spędzamy tu 3 godziny kończąc wycieczkę w sali z
pingwinami. Te stworzenia nie licząc najmniejszych z Philip Island w roku 1999
widzimy po raz pierwszy na żywo.
Zaglądamy do miejsca, które
zawsze odwiedzamy będąc w city. To knajpka, gdzie podają pyszny kebab z baraniny.
Stamtąd przechodzimy prawie całą Elizabeth Street aby zakupić baterie do
telefonów Hanki i trafiamy na fajne graffiti w małej uliczce Blende La. Jutro
jest dzień wyjazdu więc wracamy do Hanki aby rozpocząć pakowanie, a jeszcze
musimy zapakować, uruchomić nową i
wynieść starą lodówkę.
seaPiotroskielife