niedziela, 14 stycznia 2018

Australian Open i coś tam jeszcze

Melbourne 12, 13 stycznia 2018 piątek, sobota

Marzenia się spełniają. 
Zawsze chciałem być na jakimś wielkoszlemowym turnieju tenisa i zobaczyć w akcji gracza z początku listy rankingowej. To drugie wydawało się mało realne ale jechaliśmy wczoraj pełni nadziei na zobaczenie jakiegokolwiek spotkania.
To był dzień otwarty od 10:00 do 17:00. Spore rozczarowanie przy wejściu – w depozycie wylądował zarówno aparat jak i kamera, no cóż pozostaje tylko telefon komórkowy. Po wejściu okazało się, że na bocznych kortach rozgrywano mecze kwalifikacyjne.

Na jednym z nich grała swój mecz zwyciężczyni Australia Open z 2013 a dzisiaj niestety 140 w rankingu włoszka Sara Errani.
Usadowiliśmy się na trybunach kolejnego meczu mężczyzn i nagle zaczęło padać. Wszystkie korty opustoszały więc ruszyliśmy w stronę wyjścia a przechodząc koło Margaret Court Arena wcześniej zamknięte drzwi zastaliśmy otwarte. Weszliśmy do środka i stanęliśmy jak wryci. Puste trybuny, kilkadziesiąt osób a na korcie pierwsza rakieta świata Rafa Nadal rozgrywa mecz pokazowy z piątą rakietą Dominikiem Thiemem.

Wcale nie grali na pół gwizdka a kilka wymian było na najwyższym poziomie. Thiem zaserwował parę razy z prędkością w okolicach 220 km/h. Z otwartymi ustami dotrwaliśmy do końca meczu, który w trzecim secie kończył się tie breakiem. Przy remisie 6:6 Nadal skupiony w kompletnej ciszy podchodził do swojego serwisu i wtedy postanowiłem wesprzeć mistrza okrzykiem  - DAJESZ RAFA, DAJESZ !!!.
Okazuje się, że Hiszpan zrozumiał chyba, bo dwa następne punkty wygrał i cały mecz też. Trochę kibiców w międzyczasie doszło i kiedy my wychodziliśmy większość została na miejscach. Z pewnością kolejni wielcy tenisa mieli pokazać się na korcie. Niestety my byliśmy umówieni na spotkanie na które już się trochę spóźnimy. 
Na Federation Square  obok wielu innych firm mieści się siedziba rozgłośni radia SBS. W jej polskojęzycznym oddziale pracuje Marek Smalec i Darek Buchowiecki.
Marek oprowadził nas po studiu a później zaprosił na obiad. Sałatka z kurczakiem Gosi wyglądała nieźle ale ja rozsmakowuje się tutaj w baraninie.

Spędziliśmy kilka godzin prowadząc ożywione dyskusje na wiele interesujących nas wzajemnie tematów. Do Hanki wracaliśmy w strugach deszczu około 19:00.





Następnego dnia ponownie kręciliśmy się po City i odwiedziliśmy ulokowaną w sklepie jubilerskim mała ekspozycję opali australijskich.

Zajrzeliśmy również na Federation Square na polecaną przez Marka wystawę w Muzeum Filmu, gdzie jest oryginalny fortepian z filmu Jane Campion pod tym właśnie tytułem z Holly Hunter i Harveyem Keitelem w rolach głównych.



W mieście jest sporo kwiatów co nie jest niczym szczególnym latem ale dziwi mnie to lato w styczniu.


zadziwione Piotroskie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz