25 stycznia, czwartek
To ostatni dzień naszego pobytu na Tasmanii. Oceniamy przede
wszystkim, że zabrakło nam co najmniej 2 dni, tych poświęconych na podróż.
Pewnie i tak wiele pominęlibyśmy ale z naszych planów trzeba było co nieco wyciąć.
Lawendowej farmy w Bridestowe jednak nie omijamy. Kolorów z reklamowych
folderów nie ma już dawno, apogeum przypada na grudzień, ale i tak nam się
udało, ponieważ to ostatni dzień ścinania kwiatów.
Pracujące tu traktory mają
trochę do przejechania. Gdyby połączyć zagony lawendowe w jeden to miałby 200
km długości. Zapach lawendy jest tak
silny, że od razu wywołuje odruch kichania. Przyznam, że takiego stężenia
wonnych związków jeszcze nie zaznałem.
W sklepiku wszystko jest w kolorze
lawendy wraz z maskotką farmy misiem Bobbie. Nas zainteresowały lody, nie tylko
w kolorze lawendy ale również o lawendowym smaku.
W George Town natrafiliśmy na połączone jakby węzłem
małżeńskim dwa iglaste drzewa, których
dwie gałęzie przechodziły w jeden konar.
Do Beauty Point po drugiej stronie
rzeki, gdzie czekają nas kolejne atrakcje mimo, że w linii prostej jest
zaledwie 5 km musimy jechać 40 km przez najbliższy most Batmana. Tam odrabiamy
zaległość z Cradle Mountains NP i co prawda w warunkach zoo ale przyglądamy się
plathypusom, czyli dziobakom.
Były tam
również kolczatki, które pałaszowały ze smakiem podane przysmaki. W budynku
obok mogliśmy podziwiać na żywo to, co już niejednokrotnie oglądaliśmy na
filmach. Doznania jednak są podobne jak słuchanie artysty na koncercie kiedy
wcześniej odtwarzało się jego nagrania.
Koniki morskie to niezwykłe stworzenia
dziwacznie poruszające się w wodzie. Ten gatunek ryb generalnie ma bardzo podobne kształty oprócz
tych upstrzonych, różnokolorowych i fotogenicznych stworów. Te brzuchate to
samce, wyglądają jak ciężarne i po jakimś okresie wypuszczają pojedynczo około
200 szt. noworodków na wolność.
Na końcu
atrakcja, trzymanie konika w rękach. Największa frajdę mają tu oczywiście
dzieciaki i Goga.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhSMrI7z-4aMfS6GMW5L9c575UM8y9jGEMHO5Zpch28k4kXlABOzj94asIrh9dAK1iEwpp2QYaWOc9DHdeUDekeTrXoFA-ut1JyGaoOJ5UjvBGC-OYtJrqKl0dsnTeRBEmj4X7CERmfh4I8/s640/IMG_1909.JPG)
Zjeżdżamy prawie do początku rozlewiska jakie tworzy rzeka
Tamar do Launceston, gdzie robimy zakupy i nic nie byłoby do opisania gdyby nie
stłuczka, której byliśmy świadkami. Stłuczka, zwykła rzecz ale jak odmienna
reakcja jej uczestników niż w Polsce. Czekaliśmy na światłach aby skręcić w
prawo kiedy usłyszeliśmy pisk opon i na naszych oczach auto uderzyło w tył
innego a to pchnięte w tył kolejnego. Samochód środkowy ucierpiał najbardziej.
Ten z przodu trochę zadrapany tył a ten z tyłu harmonijka z przodu. Ze
środkowego wysiadła dziewczyna i zalała się łzami. Co zrobił winowajca całego
zajścia? Otóż nie zaczął drzeć się „Po coś ty głupia babo hamowała?” lub „Do
garów a nie prowadzić samochód!” Nic podobnego. Podszedł do dziewczyny, objął
ją ramieniem i przytulił przepraszając i pocieszając zarazem. To nie bajka, to
się zdarzyło naprawdę, widzieliśmy to na własne oczy. Co za kraj? Co za ludzie?
Nadmienię tylko, że oboje mieli starutkie auta w odróżnieniu do tego pierwszego,
Toyoty Yaris, chyba nówki. Z przejęciem, rozprawiając jeszcze długo o tym co
zaszło kierowaliśmy nasze Mitsubishi w stronę Devonport. Zahaczyliśmy jeszcze o
winiarnię, bo Gosia zapałała chęcią zakupienia tasmańskiego wina. Spośród dwóch
degustowanych z lekkim szumem w głowie wybrała to lepsze. Trochę się pan
zdziwił myśląc, ze ma do czynienia ze smakoszem, który doceni lepszy wyrób.
Gosia wybrała lepsze dla siebie i zupełnym przypadkiem dla portfela. Jak się
okazało wybrała najtańsze i oszczędziła ze dwadzieścia dolarów.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjhho0z5R_nHEbOVhJKaZ-Bn_KoabimbqlLwBJc7OxjzwcZOMERMagQGfBCWohXWhwSs0kfghnRQZ7vEFp04BGoNb6AQAxedWBRCOdT248TnQMrsnpAzwYESXGnGPGOVY7YXDpsQ68QBApi/s640/IMG_1927.JPG)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjo-HzOb7e2TQffKuk6qhWPbCLeRHQX8BIZ3kSLopiOH48SkM8zWl_rTtOZK7q2QhIMxTDoM_dBJRPOZood0EDcLqxnGdpT5KrmQnz-PJ3dfL4zpIyOj8FEkT-uTwtLLAESCTbqz4vrm3jw/s640/IMG_1930.JPG)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEifspAS6CUpHlJef1BzsOnGzHBdMMW3fYiZrFUAiBSwo1CUw8j7KcQwOc-CBQjNqltT3NVnMZBAuYuaXdXKwETX2sT8wLFpcccAz6gAtP5YJQbW31R8FZt9ta7nR1PbOJEmDCvc0-kEwrzl/s640/IMG_1939.JPG)
Jeszcze tylko
jeden postój po drodze i dojeżdżamy do Devonport, gdzie poszukujemy miejsca na
nocleg koniecznie blisko przeprawy promowej. Jutro rano płyniemy do Melbourne i
chcemy być w miarę szybko na promie.
plathyPiotroskiepusy