8 lipca sobota,
- no to dokąd dzisiaj?
- na Wysokie Wybrzeże, nad Zatokę Botnicką
- To podaj nazwę miejscowości, wpiszę w nawigację –
zaordynowałem
Swoją drogą, to nie przypuszczałem, że to urządzenie może
mieć tak przydatne funkcje.
Z tych, które dotychczas odkryłem to:
- powiadomienia o utrudnieniach na drodze
- powiadomienie o wypadku
- wybór sklepu po nazwie i wyświetlenie listy od
najbliższego
- wybór restauracji. Tu w związku z poszukiwaniem wi-fi
wpisywaliśmy Mc Donald’s i dowoził nas idealnie
Wybór stacji benzynowych i wiele, wiele innych.
Wpisałem miejscowość i ruszyliśmy.
Dopóki Gosia nie kazała
skręcić z wybranej drogi wszystko było ok. Szybko okazało się, że jedziemy w
przeciwnym kierunku. Posiłkując się mało szczegółową mapą, mimo wielkich chęci
nie była w stanie wygrać z urządzeniem. Dojechaliśmy na koniec jakiejś drogi,
gdzie zastaliśmy kilka opuszczonych
domków i polanę, na której postanowiłem się zdrzemnąć na
trawie.
Dalej zdecydowałem zawierzyć nawigacji. Jak już zjechaliśmy
z głównej drogi zapytałem.
- a czy tam są większe miejscowości?
- sądząc z mapy, nie.
- no to chyba trzeba wrócić. Dzisiaj mamy sobotę i trzeba
się zaopatrzyć przed niedzielą.
I dawaj znowu zawracamy kolejny raz przejeżdżając obok tych
samych domów. Minęliśmy też kościół. Zgodnie stwierdziliśmy, że to jeden z
nielicznych na naszej trasie.
Nie obnoszą się Szwedzi ze swoją religijnością,
ani za wiele kościołów ani żadnych pomników świętych nie stawiają.
Zorientowaliśmy się, że turystyczna droga w tym rejonie
oznakowana jest brązowym kwiatkiem. Trzymaliśmy się kwiatka aż dotarliśmy do atrakcji
którą zobrazują te zdjęcia.
To również wybrzeże Bałtyku ale jak odmienne od tego
naszego, w większości piaszczystego.
Zrobiliśmy sobie kilkukilometrowy spacer i po trzech
godzinach ruszyliśmy w poszukiwaniu najpierw miejsca na posiłek a później na
nocleg.
Po obfitej obiadokolacji dość szybko znaleźliśmy zatoczkę na nocleg ale Gosia zaordynowała spalanie nadmiernych kalorii. Ruszyliśmy na spacer, który zajął nam około dwóch godzin. Po drodze spotkaliśmy kontuzjowanego ptaszka, dotarliśmy do morza do opuszczonej daczy a w drodze powrotnej Gosia wypatrzyła na wpół zjedzonego przez ślimaki ogromnego kozaka.
Do auta wróciliśmy przed 22:00 i zdaliśmy sobie sprawę, że słońce jest niewiele niżej na horyzoncie i jasno jest jakby o 16.00. Zaraz zacząłem pisać relację z dzisiejszego dnia a, że jest sobota, to i piwko się znalazło z tej okazji. Godziny mijają, tekst i piwo na ukończeniu, a i tak się nie ściemnia.
nałapiotroskieżone