6 lipca, czwartek
Około 10:00 podjechaliśmy pod prom, który przewozi turystów
na drugi brzeg do najstarszej na świecie rafinerii naftowej - Oljeon. Niestety,
pierwszy kurs za godzinę.
Przenosimy się więc dwa kilometry do Engelsbergs Bruk, gdzie jest wpisana na
Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO huta żelaza. Tu też jeszcze wszystko
zamknięte. Spacerujemy sobie podziwiając budynki pomalowane jak w całej Szwecji
farbą w kolorze ciemnej czerwieni, którą produkuje się w Falun od XVII wieku ze
sproszkowanej rudy żelaza. Pięknie wyglądają na tle zieleni i niebieskiego
nieba. Na trawniku zauważyliśmy samojezdną kosiarkę. Poruszała się bezszelestnie i trochę wyglądała jak lądownik kosmitów eksplorujący naszą planetę.
Skierowaliśmy się do Falun. Nazwa mi nie obca, bo tu zimą odbywają
się skoki narciarskie Pucharu Świata. Najpierw jednak znaleźliśmy się w kopalni
rudy żelaza i miedzi – Falu. Miejsce to dostarczało surowców od setek lat a w
szczytowym okresie rozwoju miało 2/3 udziału w światowym wydobyciu rudy miedzi.
Tu jest też najstarsza fabryka farby, o której już wspominałem.
Wielki dół powstał w XVII wieku wskutek zawalenia się części korytarzy. Szukaliśmy jakichś liczb ale nie udało się dowiedzieć ani średnicy ani głębokości tej dziury. Patrząc na sprzęt w dole widać jednak skalę a spacer wokół miał 1,6 kilometra długości.
Na spacerze w oddali zauważyliśmy skocznię narciarską – to
był kolejny punkt programu. Aktualnie obiekt jest przygotowywany do sezonu ale
jeden skok wykonałem i to z klasycznym telemarkiem.
Nie dopiszę się jednak do listy zwycięzców, na której nasza drużyna w składzie Żyła, Murańka, Ziobro, Stoch w 2015 na Mistrzostwach Świata zdobyła drużynowo brązowy medal.
Kilkanaście kilometrów dalej zajeżdżamy do Sundborn. Tu
znajduje się dom artysty szwedzkiego Karla Larssona i jego żony Karin, którzy oboje
mieli ogromny wpływ na koncepcje dekoracji wnętrza domów w szwedzkim stylu. Przyjechaliśmy
za późno i dało się tylko pospacerować po ogrodach oraz zakupić pamiątki. Może
i dobrze bo wejście było koszmarnie drogie chyba, że dawali na koniec jakiś
oryginał prac artystów.
Gosia postanowiła wyręczyć nawigację i skierowała nas na
szutrową drogę. Wszechobecny jest tu po obu stronach drogi łubin, który zachęcił nas do zatrzymania.
Co rusz mijaliśmy jakieś jeziora. Przy jednym małym znaleźliśmy fajne miejsce na nocleg a ja korzystając z jasności postanowiłem trochę pospinningować. Przy trzecim rzucie coś takiego uderzyło w moją błystkę.
Była dokładnie 22:45. Położyliśmy się pół godziny później ale nie mogłem zasnąć z wrażenia i myśląc o porannym wyjściu na ryby.
piotroskie na rybach