sobota, 15 lipca 2017

Kalmar, wyspa Olandia

14 lipca, piątek

Czyż można sobie coś lepszego wymarzyć niż to miejsce, gdzie spędziliśmy noc a teraz wygodnie w takiej scenerii możemy dokonać porannej toalety i zjeść śniadanko. Śmiejemy się, że widząc takie siedzisko na trasie mamy ślinotok, no wyraźne objawy odruchu Pawłowa.
Nie tylko my zgłodnieliśmy, nasze autko też musi uzupełnić ubytki w  baku a właściwie butli. Dalej nie mogę się nadziwić jak tajne są tutaj miejsca tankowania gazu LPG bo CNG czyli gaz ziemny pojawia się od czasu do czasu na stacjach.
Są tu również samochody elektryczne (nie mylić z hybrydami). Zagadnąłem  właściciela na jednej stacji, bo ciekawiło mnie ile płaci za ładowanie akumulatora? Odpowiedział:
- nic
- jak to nic? – zdumiałem się
- te samochody tyle kosztują, że to jest wliczone w cenę, a kosztują bardzo dużo
Nie zapytałem o cenę ale interesowało mnie ile trwa ładowanie od zera i ile można przejechać na jednym cyklu?
- pełne ładowanie trwa około 40 min. Zwykle jednak ładuję około 20 min. bo nie doprowadzam do zera. Zasięg mojego auta to średnio 350 km. Przy spokojnej jeździe można osiągnąć 400. Chciałem jeszcze pogadać ale i Gosia ponaglała do odjazdu a pan też zatrzymany w pół kroku dokądś się spieszył.
Odpaliliśmy naszą zagazowaną Hondę i z pytaniem – czy jednak w sumie nie jest to tańsze paliwo od elektrycznego,  podążyliśmy do  miasta Kalmar. Tam, idąc do renesansowego zamku zauważyliśmy na 200 metrowej ławce parę zakochanych.
Zamek okazał się bardzo fotogeniczny.



Obeszliśmy go wzdłuż fosy i skierowaliśmy się do centrum miasta. Tutaj pierwsze kroki skierowaliśmy do kościoła. Zainteresowały nas herby na ścianach. Hełmy, jak w tym, dodawano, kiedy zasłużony żołnierz otrzymywał od króla tytuł szlachecki.
Ku naszemu zdziwieniu zauważyliśmy sklep monopolowy Systembolaget. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że to już drugi na przestrzeni kilku dni a nasza nawigacja wyraźnie wskazywała, że najbliższy jest 460km, gdzieś poza Szwecją.
W sumie Kalmar nas zawiódł a szczególnie mocno reklamowane w przewodniku stare miasto. Ruszyliśmy na wyspę Olandia z zamiarem jej objechania. Najpierw postanowiliśmy osiągnąć jej przyczółek północny. Wyspa jest znana z wiatraków, których jest tu 400, stąd  może nazwa kojarzy się z Holandią.
Czy to dwugarbne krowy pasą się na łące? Kiedy podjechaliśmy bliżej nie mogliśmy uwierzyć, tak  to wielbłądy. Można sobie było nimi fundnąć przejażdżkę.
Ostatnim miastem na północnym krańcu Olandii jest Byxelkrok. Nawet sympatyczne, klimatyczne miejsce, gdzie czuć te kresy.

Na samiusieńkim końcu góruje w krajobrazie 32 metrowa latarnia morska.

Połaziliśmy trochę wokoło a później wróciliśmy kilkaset metrów na wcześniej upatrzone miejsce, gdzie podziwialiśmy zachód słońca. To jedno z dwóch  miejsc w Szwecji (drugie to wyspa Gotlandia) gdzie można oglądać wpadające słońce do morza.

Postanowiliśmy tutaj zostać na noc.

wielogarbnepiotroskie