30 czerwca, 1 lipca, piątek sobota
Tydzień wcześniej w weekend po ślubie Balbiny i Tomka Gosia przeżyła lekki szok. Uświadomiłem jej, że urlop zaczynamy od soboty 1 lipca czyli za 6 dni. Nic jeszcze nie zostało ustalone poza kierunkiem naszego wyjazdu. Drugi szok zafundowałem jej rezerwując prom do Ystad już na piątek o 22:30. Niczego tak naprawdę nie udało się przygotować. Atmosfera gęstniała wraz z upływającym czasem. Konsekwencje pośpiechu dopiero miały nadejść.
Tydzień wcześniej w weekend po ślubie Balbiny i Tomka Gosia przeżyła lekki szok. Uświadomiłem jej, że urlop zaczynamy od soboty 1 lipca czyli za 6 dni. Nic jeszcze nie zostało ustalone poza kierunkiem naszego wyjazdu. Drugi szok zafundowałem jej rezerwując prom do Ystad już na piątek o 22:30. Niczego tak naprawdę nie udało się przygotować. Atmosfera gęstniała wraz z upływającym czasem. Konsekwencje pośpiechu dopiero miały nadejść.
W piątek około 19:00 wyruszyliśmy do Świnoujścia. Kilka
koron szwedzkich by się przydało, więc krótki stop pod kantorem. Stąd jednak
powrót do domu bo zapomnieliśmy osłon na okna a w Skandynawii to ważne, bo jak
spać kiedy na dworze jasno? Milczenie w drodze zdradzało, że w głowach się
kotłuje – czego jeszcze zapomnieliśmy?
Nie wiem czy zachowam kolejność ale zaczęło się już na
promie, kiedy poszedłem zabrać moje klapki aby nogi odpoczęły. Znalazłem tylko
jeden. Kiedy wysiadałem za pierwszym, czy drugim razem po prostu wypadł. Wracając
na górę zdałem sobie sprawę, że poduszki zostały w domu. Wiadomość o klapkach
nie zrobiła na Gosi wrażenia ale gdy powiedziałem o poduszkach jakby ją piorun
strzelił. Teraz już tylko będę wymieniał:
- koc
- ostry nóż
- krzesełka trójnogi
- chleb specjalnie kupiony na wyjazd
- moje sandały
- pościel dla Balbiny
- chrupki z Oslo
- otwieracz do konserw
Listę uzupełnię na koniec wyjazdu.
Z Ystad wyruszyliśmy około 6:30. Nie spieszyliśmy się. Z
dwugodzinną przerwą na odpoczynek oraz poszukiwanie stacji LPG pod Goeteborgiem
dotarliśmy do Oslo przed 17:00. Wyładowaliśmy autko a o 20:00 dojechał z pracy zięcik
Tomek. Impreza powitalna przyniosła wiadomość o jeszcze jednej stracie. Podczas
pakowania jeszcze w Szczecinie wypadł mi z niedużej wysokości długi obiektyw do
aparatu. Kiedy wyjąłem go z futerału aby pokazać Tomkowi, filtr UV po prostu
się wysypał. Jak się poczułem nie muszę chyba pisać?
Niepostrzeżenie dzień się skończył i aż strach pomyśleć co
przyniosą kolejne.
stratopiotroskie