piątek, 9 lutego 2018

W drodze do Thredbo


7 lutego, środa 

Jeszcze jedno miejsce postanowiliśmy odwiedzić w Australii, myślę, że dla Polaków dość ważne.
Pod koniec grudnia 1999, wtedy razem z dziećmi obudziliśmy się na parkingu Charlotte Pass  aby przekonać się, że nici z naszych planów. Wiatr szarpał autem niemiłosiernie, zimno, do tego mgła. Decyzja była tylko jedna – odwrót. Wtedy byliśmy na początku naszej wyprawy do Wielkiej Rafy Koralowej, więc łatwiej było się z tym pogodzić.
Bez mała 18 lat minęło do dzisiaj, kiedy to zmierzamy w kierunku najwyższego szczytu w Australii – Góry Kościuszki. Tym razem woleliśmy się upewnić i sprawdziliśmy prognozę. Była dość obiecująca, ale góry, to góry, nawet takie małe.
Mamy przed sobą 560 km do Thredbo, zimowej stolicy Australii. Z Melbourne wyjechaliśmy po 10:00 z zamiarem dojechania przed zmrokiem do celu i przenocowania tam. Na posiłek zatrzymaliśmy się w połowie trasy  w Wangaratta. Tylko wyłożyliśmy nasze jedzenie natychmiast pojawiły się ibisy. 
Parka nie odstępowała nas, krążąc wokoło i czekając na jakieś resztki z pańskiego stołu. Rzadko się zdarza aby jakieś zwierzęta nie pojawiały się w miejscach piknikowych. Są przyzwyczajane przez ludzi i zapamiętują, że tu łatwo o coś do jedzenia. Następny postój wymusiło moje zmęczenie. Było to koło zaporowego jeziora Hume. Ja drzemałem w aucie a Gosia wyruszyła z aparatem.



Kiedy później oglądałem zdjęcia miałem ambiwalentne uczucia. Z jednej strony podziwiałem ładne ujęcia z drugiej żałowałem, że nie obejrzałem tego osobiście.
Cały czas poruszamy się Murray Valley Hwy i ona doprowadza nas do rzeki Murray, która na tej trasie wyznacza granicę między Wiktorią i Nową Południową Walią.


Wznosząc się wijącymi odcinkami drogi podziwiamy widoki Alp Australijskich, które są południowymi,  najwyższymi wzniesieniami Wielkich Gór Wododziałowych.
Do Thredbo, zgodnie z planem dojeżdżamy przed zmrokiem. Zdążyliśmy rozejrzeć się po okolicy i zjeść kolację, ale gdzie tu stanąć na nocleg? Na wszystkich parkingach zakaz pozostawania na noc. Ruszyliśmy więc dalej, wiedząc, że najbliższe miejsce z powrotem to jakieś 20 km. Po kilku kilometrach natrafiliśmy na darmowy camping. To się nazywa trafić w ciemno. Tu już wiele osób układa się do snu. Szybko uczyniliśmy to samo. Trzeba wypocząć, bo jutro czeka nas wysiłek.



ślepoPiotroskiewrony

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz