piątek, 2 lutego 2018

Outback - Coober Pedy

29 stycznia, poniedziałek                      

Skąd spaliśmy do celu mamy około 90 km a na poboczu już atrakcja. Kilka strusi zaszczyciło nas swoją obecnością.

Wreszcie jesteśmy w krainie opali, mieście a właściwie miasteczku, które właśnie dzięki temu kamieniowi powstało – Coober Pedy.
To miejsce to prawie środek Australii oddalony o około 1200 km od Port Augusta na południe i tyle samo od Darwin na północ. Nazwa Coober Pedy to trochę zangielszczone aborygeńskie określenie Kupa Piti co oznacza dosłownie – biały człowiek w dziurze. Jadąc tu tak sobie wyobrażałem to miejsce. Trochę górek z wydobytego piasku i mnóstwo dziur.
Obraz jednak objawił się zupełnie inny. Domy, o których czytaliśmy w większości są wyżłobione w piaskowcu ale nie pod ziemią ale w ziemi. Wykorzystano naturalne ukształtowanie terenu i drążono we wzniesieniach.

Same szyby kopalniane są owszem dziurami, które prowadzą pionowo do korytarzy z pokładami opali lub bez. Opale występują na głębokości 20 – 30 stóp to koło 5 metrów. Nasze kroki kierujemy najpierw do IT, gdzie pan w kilkanaście minut przedstawił nam ofertę wszystkich atrakcji w miasteczku. Gosia zaordynowała w pierwszej kolejności wizytę w muzeum. Oczywiście najważniejszym dla niej celem był na końcu sklepik z opalami.
Tam koalicja Gosi z panią sprzedawczynią próbuje unieszkodliwić węża w mojej kieszeni. Gad jednak się nie dał, więc chciały go wziąć na przetrzymanie. Padła propozycja wycieczki organizowanej tutaj na terenie muzeum. W imieniu jadowitego wyraziłem zgodę. Najpierw  trochę historii i opisu rodzajów zbieranych opali przedstawiła sześcioosobowej grupie koalicjanta Gosi.  Chociaż pierwszy opal znaleziono tu w 1915 roku to na obecną skalę wydobycie zaczęło się w latach 60-tych XX wieku. Obecnie te tereny dostarczają 90%  ilości światowego wydobycia opali. Można znaleźć opal 0,5 kg warty kilkaset dolarów a za maleńki dostać kilkadziesiąt tysięcy. Zależy to od kilku czynników. Czy opal jest jednorodny, dwu czy trzywarstwowy i jakimi kolorami się mieni. Oczywiście minerał jest poddawany obróbce jubilerskiej i wtedy jego wartość wzrasta.
Ten egzemplarz to naturalny opal wraz ze skałą, wart jest 100 tyś dolarów. Wchodzimy do części poświęconej pracy i życiu górników i ich rodzin. Tutaj oprowadza nas najbardziej wiarygodna postać – Rudi. 82 letni górnik, dzisiaj już na emeryturze robi za przewodnika. Jest Austriakiem i przyjechał w 1960 do Australii turystycznie a został na zawsze w miejscowości Andamuka,  200 km na wschód od Coober Pedy. Tam też poszukiwał opali. Sam nic nie wspomniał a nie wypadało zapytać na ile skutecznie.




Na koniec zwiedzania była darmowa kawa lub herbata i film, który w większości, jako że byliśmy sami przegadaliśmy z Rudim.
Spośród trzech kościołów polecano nam odwiedzić prawosławny serbski. To największa na terenie Australii świątynia pod ziemią.
W samym mieście na 1500 mieszkańców (dane są sprzeczne inne źródła podają 3500) jest 40 różnych narodowości. Mieszka tu również para Polaków ale nie udało się z nimi spotkać.  W supersamie dokonaliśmy uzupełnienia zapasów a obok, na moje nieszczęście,  usytuowany był inny sklep z opalami. Tam już zmiękłem ku uciesze Gogi. Późnym popołudniem opuściliśmy Coober Pedy i skierowaliśmy naszego Mitsubishi na północ. Po 11 km mijaliśmy słynny Dog Fence, płot  biegnący w poprzek kontynentu mający chronić owce przed psami dingo o długości 5300 km.


Dalej przejeżdżamy przez jeden z licznych w Australii gridów. To poprzecznie do drogi ułożone rurki stalowe przez które zwierzęta boją się przechodzić. Nam jednak pozwalają czasem przerwać monotonię jazdy, co wpływa niezaprzeczalnie na bezpieczeństwo naszej podróży.  Erldunda Roadhouse, cel dzisiejszego etapu osiągamy pod wieczór i nocujemy na tutejszym campingu. Jako, że telefon Vodafona już od Port Augusta nie działa bo w interiorze jedynym operatorem jest Telstra, sieć wi-fi w barze umożliwia zamieszczenie na blogu kolejnego wpisu, który napisałem kiedy Goga prowadziła. 


wiPiotroskiefi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz