niedziela, 4 lutego 2018

Outback - Kings Canion powrót do Erldunda Roadhouse

1 lutego , czwartek 

5:45 jesteśmy w Watarrka NP i jego najpiękniejszej części, Kings Canyon. Niestety, prognoza pogody na trzy dni naszej wycieczki sprawdza się co do joty. Brak słońca nie byłby tak dokuczliwy jak co chwilę padający deszcz. Utrudnia to filmowanie i robienie zdjęć. Jedyny chyba plus, stwierdzamy wspólnie,  że łatwiej pokonywać te kilometry nawet przemoczonym w temperaturze 22 st.C niż w pełnym słońcu przy 45 stopniach, a taką mieliśmy w drodze tutaj. Tylko klimatyzacja w aucie pozwoliła przetrwać to bez problemu. Wysiadając na chwilę, to jakbyśmy wkładali głowę do piekarnika. Szkoda tylko, bo te czerwone skały przepięknie wyglądają na tle niebieskiego nieba. No cóż, nie można mieć wszystkiego. Przemaszerowaliśmy wokół kanionu 6 km i przyznam, że szczególnie przy schodzeniu trochę moje kolana dostały w kość. Na górze każdy otrzymał jabłko na przegryzkę i ten zimny owoc jeszcze nam tak nie smakował jak właśnie wtedy. Po wysiłku, spragnieni, trochę głodni delektowaliśmy się każdym orzeźwiającym kęsem. Kanion jest niezwykłym tworem skalnym pooranym w wyniku erozji przez miliony lat. Trzeba tu być aby poczuć tę magię, bo zdjęcia niestety tego nie oddają nie tylko ze względu na pogodę. W domu sprawdzimy jeszcze film.























Po powrocie do bazy około 11:00 jemy lunch a później inny autobusik zabiera połowę wraz z nami w drogę powrotną. Na miejscu zostają ci, którzy wykupili wycieczkę czterodniową.
W Erldunda żegnamy się z resztą jadącą do Alice Springs, witamy naszego Mitsubishi a ja realizuję swój plan, aby zostawić tutaj w środku Australii swój ślad.
Stroję pianolę, która nie była doglądana chyba ze 20 lat. Szef wyraził na to zgodę jak się dowiedział, że to jest mój zawód. Gosia w tym czasie próbuje szuka ciekawych ujęć.
Jak skończyłem tradycyjnie wkleiłem swoją kartkę z datą strojenia i naklejkę firmową na pokrywę klawiatury.To moje podziękowanie za pilnowanie auta, które według ustaleń nie powinno w ogóle znaleźć się na Terytorium Północnym, bo ubezpieczenie tu nie działa. 100 km na południe byliśmy już na bezpiecznym dla auta terytorium Australii Południowej a 300 km dalej nocowaliśmy przed Coober Pedy, do którego zamierzaliśmy rano ponownie zawitać.


ryzykanty Piotroskie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz