3 lutego , sobota
Parkowaliśmy w zupełnych ciemnościach i widząc z prawej
strony drogi auto skręciliśmy w lewo i stanęliśmy przed jakąś rampą. Wyjęliśmy
kupione jeszcze na Tasmanii winko i cichutko aby nie przeszkadzać tym po
drugiej stronie sączyliśmy przeglądając i wybierając zdjęcia zrobione tego dnia.
Kiedy skończyliśmy rozpoczęliśmy przygotowania do snu i każde z nas przenosiło
ze swojej strony rzeczy na siedzenie z przodu. W pewnym momencie usłyszałem z
lewej strony, od szosy wzmagający się dźwięk jakiegoś tracka ale hałas zaczął
narastać również od strony rampy. Teraz przerodził się w huk i przesuwał się
oślepiając światłami wprost na nas. Wielki roadtrain wypadł z szosy i pędzi
prosto na nas – pomyślałem. Rzuciłem się na druga stronę auta aby przed
śmiercią pożegnać się z Gosią.
Gosia tymczasem najspokojniej w świecie stała i przyglądała
się przejeżdżającemu……….. pociągowi towarowemu. Rampa okazała się torami
kolejowymi, po których jeszcze dwukrotnie tej nocy przetoczyły się pociągi przypominając
traumatyczne przeżycie z wieczora.
Po śniadanku 20 km dalej w Port Pirie postanowiliśmy skomplikować sobie trasę wjeżdżając na półwysep York. Chcieliśmy spenetrować go aż po koniec ale wyszło inaczej. Przypomnieliśmy sobie widok na Adelaidę ze wzgórza Mont Lofty i postanowiliśmy zdążyć tam przed zachodem słońca. Skróciliśmy więc trasę i to znacznie.
Aby nie dźwigać całego sprzętu kilkaset metrów do auta jeden z wędkarzy wiózł go na takim wózku.
W IT zachęcano nas, żeby odwiedzić dwie miejscowości Wallaroo i Moonta. W pierwszej się wykąpaliśmy a na Moonta Bay była atrakcja – jazda po plaży autem. Nie wiem co by powiedzieli w wypożyczalni widząc moje wyczyny ale mam nadzieję, że nie obejrzą tego zdjęcia.
Ten pan z pewnością nie będzie próbował jazdy po wodzie swoim pięknym kabrioletem. Jak zatrzymaliśmy się natychmiast podleciało do nas stado mew. Gosia postanowiła podzielić się bagietką z ptactwem, które rzucane kawałki łapało zanim ten zaczął spadać a później dokarmialiśmy je z ręki. Zabawa super.
Miejscowość Moonta to przede wszystkim dacze z których mieszkańcy wychodzą prosto do zacumowanych swoich łodzi i wyruszają na wycieczki i na ryby.
Plaże są ogromne a płytkie przybrzeżne wody świetnie nadają się do latania na kajtach.
Po drodze do Adelaidy napotykamy płot z ogromną ilością pluszaków.
Nie wiemy jednak co to za zwyczaj? Może młodzież wchodząca w dorosłość żegna się ze swoimi maskotkami?
Na Mont Lofty jesteśmy na czas a później aby skrócić 700 km dystans do Melbourne jedziemy jakieś 150 km.
jeszcze Piotroskie żyjące
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz