wtorek, 6 lutego 2018

Outback – Z Port Pirie do Adelaidy i dalej

3 lutego , sobota 

Parkowaliśmy w zupełnych ciemnościach i widząc z prawej strony drogi auto skręciliśmy w lewo i stanęliśmy przed jakąś rampą. Wyjęliśmy kupione jeszcze na Tasmanii winko i cichutko aby nie przeszkadzać tym po drugiej stronie sączyliśmy przeglądając i wybierając zdjęcia zrobione tego dnia. Kiedy skończyliśmy rozpoczęliśmy przygotowania do snu i każde z nas przenosiło ze swojej strony rzeczy na siedzenie z przodu. W pewnym momencie usłyszałem z lewej strony, od szosy wzmagający się dźwięk jakiegoś tracka ale hałas zaczął narastać również od strony rampy. Teraz przerodził się w huk i przesuwał się oślepiając światłami wprost na nas. Wielki roadtrain wypadł z szosy i pędzi prosto na nas – pomyślałem. Rzuciłem się na druga stronę auta aby przed śmiercią  pożegnać się z Gosią.
Gosia tymczasem najspokojniej w świecie stała i przyglądała się przejeżdżającemu……….. pociągowi towarowemu. Rampa okazała się torami kolejowymi, po których jeszcze dwukrotnie tej nocy przetoczyły się pociągi przypominając traumatyczne przeżycie z wieczora.



Po śniadanku 20 km dalej w Port Pirie postanowiliśmy skomplikować sobie trasę wjeżdżając na półwysep York. Chcieliśmy spenetrować go aż po koniec ale wyszło inaczej. Przypomnieliśmy sobie widok na Adelaidę ze wzgórza Mont Lofty i postanowiliśmy zdążyć tam przed zachodem słońca. Skróciliśmy więc trasę i to znacznie.




Najpierw odwiedziliśmy małą miejscowość Port Broughton, gdzie na końcu  długiego molo łapano kraby błękitne.



Aby nie dźwigać całego sprzętu kilkaset metrów do auta jeden z wędkarzy wiózł go na takim wózku.



W IT zachęcano  nas, żeby odwiedzić dwie miejscowości Wallaroo i Moonta. W pierwszej się wykąpaliśmy a na Moonta Bay  była atrakcja – jazda po plaży autem. Nie wiem co by powiedzieli w wypożyczalni widząc moje wyczyny ale mam nadzieję, że nie obejrzą tego zdjęcia.

Ten pan z pewnością nie będzie próbował jazdy po wodzie swoim pięknym kabrioletem. Jak zatrzymaliśmy się natychmiast podleciało do nas stado mew. Gosia postanowiła podzielić się bagietką z ptactwem, które rzucane kawałki łapało zanim ten zaczął spadać a później dokarmialiśmy je z ręki. Zabawa super.


Miejscowość Moonta to przede wszystkim dacze z których mieszkańcy wychodzą prosto do zacumowanych swoich łodzi i wyruszają na wycieczki i na ryby.


 Plaże są ogromne a płytkie przybrzeżne wody świetnie nadają się do latania na kajtach.

Po drodze do Adelaidy napotykamy płot z ogromną ilością pluszaków.
Nie wiemy jednak co to za zwyczaj? Może młodzież wchodząca w dorosłość żegna się ze swoimi maskotkami?




Na Mont Lofty jesteśmy na czas a później aby skrócić 700 km dystans do Melbourne jedziemy jakieś 150 km.


jeszcze Piotroskie żyjące

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz