16 sierpnia, niedziela coś dla Gosi i powrót
Dzisiaj pobudka 7:30, szybkie pakowanie i jazda około 50 km
do Mullewa Tam dopiero śniadamy i w informacji turystycznej dowiadujemy się
gdzie odbędziemy spacer wśród kwiatów. Jesteśmy przecież w zagłębiu kwiatowym
Australii, "wildflower country": jak mówią o tym stanie. To widowisko trwa przez dwa miesiące w sierpniu i wrześniu. Kwitną
wtedy i zachwycają różnymi kolorami. Większość z tych dzikorosnących kwiatów , to tzw everlasting, czyli wiecznie żywe jak nasze suszki, o płatkach delikatnych jak bibułka. Nie znamy ich
nazw, więc zdjęcia będą bez podpisów.
te kwiatki nie kłuły |
Zaglądamy jeszcze do miejscowości Morawa i Perenjori gdzie
przywiodły nas jak się na miejscu okazało wątpliwej jakości artystycznej murale
namalowane na ścianach. Zdjęć w związku z tym nie zamieszczam. Odjeżdżamy
jeszcze kilka kilometrów w poszukiwaniu jakiejś ławeczki na kawę i trafiamy na
opuszczoną farmę. Wszystko wewnątrz posypane czerwonym pyłem.
Pod ścianą stary,
zdezelowany rower, jakieś sprzęty jak z poprzedniej epoki a pod wiatą Austin, który posłużył nam za stolik.
O 14:00 rozpoczęliśmy 400 km powrót do Perth. W domu byliśmy
o 18:30. Szybkie rozpakowanie auta i już siedzimy przed telewizorem oglądając
na wielkim ekranie dzisiejsze zdjęcia kwiatków.
W drodze powrotnej Heniu
rzucił pytanie - co na nas zrobiło największe wrażenie, co się najbardziej
podobało? Nie umieliśmy odpowiedzieć ani wtedy ani na drugi dzień uznając, że
na the best przyjdzie czas. Wszystko było fascynujące a pogoda nam sprzyjała.
Może nie było za ciepło, szczególnie na początku ale co najważniejsze nie było mokro.
Przejechaliśmy 4040 km a trasę można zobaczyć na schematycznej mapie.
Przejechaliśmy 4040 km a trasę można zobaczyć na schematycznej mapie.
Całą noc i prawie cały dzisiejszy dzień 17 sierpnia padało.
To się nazywa mieć farta!
outpiotroskieszcęśliwieback