25 sierpnia, wtorek Esperance, Great Ocean Drive
Do Esperance dzisiaj mamy 340 km, więc ruszamy czym prędzej.
Zaraz po skręcie w szutrową drogę, tu nazywaną gravel road zaczął się widok jak
w Polsce. Jedynie połaci rzepaku nieco większe.
Co prawda wiosna zaczyna się
dopiero 21 września ale tutaj już zimą zaczyna się wegetacja a najpiękniej jest
właśnie we wrześniu. Zwykle przyjeżdżaliśmy w czerwcu i lipcu i pierwszy raz
trafiliśmy na tak kolorową porę.W Esperance jesteśmy około 14:00. Pokręciliśmy się trochę i żeby nie stracić słońca ruszyliśmy na turystyczną drogę - Great Ocean Drive. To odcinek 25 km trasy wzdłuż wybrzeża z kilkoma miejscami widokowymi. Równolegle przez kilka kilometrów tej trasy biegnie droga rowerowa. Gosia już zaordynowała atrakcję na następny dzień. Biedne moje, jeszcze zakwaszone uda.
Na jednym z lookoutów kilku gości popijało piwko. Kiedy podeszliśmy powiedzieli, że widać whales’y. Zapytaliśmy – po jednym, czy po dwóch piwach? Roześmiali się ale pokazali w stronę oceanu. Nie mogliśmy uwierzyć w to co zobaczyliśmy. Jakieś 300 m od nas taplały się trzy ogromne wieloryby. W ruch poszła kamera a ja pognałem po długi obiektyw do auta. Amatorzy piwa odjechali a my jeszcze z pół godziny przyglądaliśmy się baraszkującym olbrzymom. Trafiliśmy na okres ich migracji ale gdybyśmy byli sami nie umielibyśmy rozróżnić z tej odległości fal od zwierząt. Kolejny plus dla piwa.
Dalej trafiliśmy na wysokie pióropusze wody, które tworzyły ogromne fale rozbijające się o krawędzie płyt skalnych.
Na koniec zostawiliśmy sobie Pink Lake, jezioro w którym woda jest różowa. Niestety nie w tym okresie. Zabarwia się tak dzięki żyjącym tu glonom podczas lata kiedy jest wyższa temperatura. W zabarwieniu ale na pomarańczowo pomógł mi na szczęście widowiskowy zachód słońca.
pinktroskie