sobota, 29 sierpnia 2015

24 sierpnia

24 sierpnia, poniedziałek  Fitzgerald River National Park


Jeszcze poprzedniego  wieczora w Jerramungup, gdzie zatrzymaliśmy się na noc, z pobliskiej toalety doszły mnie dziwne odgłosy. Poszedłem tam pchany przede wszystkim wrodzona czystością ale i ciekawością. Toaleta męska była okupowana przez rowerzystę. A dźwięki, to dmuchanie materaca. Szybko przerwałem tłumaczenia i przeprosiny mówiąc, ze skorzystam  tu obok. Może bym o tym nie wspomniał ale rano, po 20 bodaj kilometrach natrafiliśmy na nocnego gościa męskiej toalety. Okazał się nim 64-letni emerytowany weterynarz z Francji Raymond, który na rowerze zjeździł już wiele kontynentów a podróż po Australii, w której jest od lipca rozpoczął pół roku temu w Tajlandii. Chwilę porozmawialiśmy, zaopatrzyliśmy go w pudełko daktyli i umówiliśmy się za dwa dni w Esperance. Z tego miejsca było tam 300 km. Jak nam powiedział poprzedniego dnia zrobił 180 km.
Skrót poprzez  Fitzgerald River NP okazał  się zamknięty. To częsty przypadek, szczególnie po deszczach, że pewne odcinki są nieprzejezdne. Ruszyliśmy inną, również szutrową drogą ale po 10 km natrafiliśmy na zalany odcinek i postanowiliśmy zawrócić. Wielka szkoda, bo trasa była bardziej odludna od wszystkich dotychczasowych. Co jakiś czas przeskakiwały nam przez drogę kangury i strusie, również roślinność zadziwiała nas swoim wyglądem. Obok strzelistych kształtów kwiatów tree grass trudno było przejechać obojętnie.


Dalsze kilometry trochę się ciągnęły. Czasami zatrzymywaliśmy się na fotkę. Ciekawostką jest zdjęcie Stirling Range, które zrobiłem długim obiektywem z dystansu około 100 km.

ile strusi widać?


tak 30 lat temu można było się położyć na Autostradzie Poznańskiej, dzisiaj nie polecamy!

Dotarliśmy około 16:00 do Hopetoun, skąd rozpoczyna się 20 km trasa w parku narodowym biegnąca wybrzeżem oceanu.



a to ta sama droga, również zamknięta od strony parku narodowego. Gdybyśmy mogli tym odcinkiem przejechać - 1,5 godziny w kieszeni.



Po powrocie do miasteczka zakwaterowaliśmy się na kempingu, gdzie pierwszy raz na tym wyjeździe zorganizowaliśmy sobie ognisko, przy którym jak widać mogłem podsuszyć moje buciory.Wcześniej jednak rozegraliśmy partyjkę kości na ulubionym picnic table po zachodzie słońca. Ogólny wynik - 17:15 dla mnie.



NPiotroskie