czwartek, 27 sierpnia 2015

21 sierpnia

21 sierpnia, piątek Gloucester Tree, Dania, Dolina Gigantycznych Eukaliptusów


Naszym posiłkom zwykle towarzyszą ptaki żebrzące. Dzisiaj przy śniadaniu ten jadł z ręki a przy kolacji ten czarny jak cyrkowiec łapał rzucane kawałki chleba w dziób.

Jesteśmy w Pemberton, stolicy drwali i przemysłu drzewnego. Patrząc na rozmiar tutejszych drzew to drwale musieli trenować w Puszczy Sahara :). Postanowiłem zdobyć tutejsze, najwyższe drzewo Gloucester o wysokości 58 metrów. Pierwotnie wykorzystywane przez ówczesnych drwali jako wieża obserwacyjna do wykrywania pożarów.
Na atak oczekiwaliśmy kryjąc się przed deszczem w obozie szturmowym, czyli naszym Holdenie. Wstrzeliłem się w okno pogodowe i rozpocząłem wspinaczkę metodą sztucznych ułatwień. Droga wytyczona została jeszcze w początkach XX w, jest solidna ale mimo wszystko niebezpieczna.

Wszystkie mięśnie mam napięte do granic możliwości. Docieram na wysokość 49 m i łapczywie wdycham powietrze do płuc. Stąd droga na szczyt już jest prosta. Ten odcinek został przebudowany w latach 70-tych i z drewnianych platform zrobiono stalowe, z aluminiową schodnią. Jestem już na szczycie i cieszę oczy wspaniałym widokiem nad czubkami niższych drzew.



Długo nie mogę przebywać na tej wysokości. Mięśnie  zaczynają palić i zejście czyni to bardzo niebezpiecznym.
Kiedy szczęśliwie stawiam stopy na ziemi nie pozostaje mi nic innego, mimo bólu w lewej nodze  jak zaprezentować zebranej publiczności w liczbie trzech triumfalne  - ta dam!  Gdyby nie rękawiczki Gosi nie zdobyłbym szczytu. To udowadnia, że sukces był zespołowy.
Szczęśliwi wyruszamy do Doliny Gigantycznych Eukaliptusów. Po drodze napotykamy spalony, odradzający się las. Tutaj często lasy eukaliptusowe, wydzielające olejki eteryczne ulegają samozapłonowi. Spala się tylko kora i liście, i prawie natychmiast pojawiają się świeże pędy.
Ale oprócz ogniowych kataklizmów same również w sposób naturalny zrzucają starą korę.

Robimy krótki wypad do Danii. Tak nazywa się tutejszy obszar i główne miasteczko.

Dojeżdżamy do eukaliptusowych gigantów. Za jedyne 15 AUD od osoby spacerujemy na wysokości koron drzew po zbudowanych platformach. Najwyższym punkt ma tylko 40 m. Cóż to w porównaniu do porannego zwycięstwa.

Druga część zwiedzania to ścieżka wśród najstarszych drzew pozbawionych dla bezpieczeństwa koron, ponieważ są bardzo płytko ukorzenione. Cesarskie Imperium Eukaliptusów Gigantów. Najstarsze, 400-letnie pamiętają czasy bez białych kolonizatorów, tak ja z pewnością ta babcia (Grandma). Tego typu zgrubienia, to efekt reakcji obronnej rośliny na ataki bakterii, grzybów i innych pasożytów.


 Kolację z pomocą czarnego żebraka zjadamy na tempa, bo okazało się, że panie z obsługi zamykają park na noc o 17:00.
 W drodze do Albany, kolejnego wybranego przez Gosie miejsca na naszej trasie nagle rozległ się nieznany dźwięk i na tablicy rozdzielczej Holdena pojawił się napis – check engine.  Blady strach na nas padł – przecież jeszcze tyle przed nami. Jako że nie mieliśmy zasięgu sieci postanowiłem dojechać do Denmark i tam zadzwoniliśmy do wypożyczalni. Dowiedzieliśmy się, że zatankowaliśmy 91 zamiast 95 oktan i stąd ten błąd. Wszystko jest ok, możemy jechać dalej. Wznosimy za to toast na postoju australijskim Cabernet z winnic Margaret River przy pierwszy raz na tym wyjeździe rozgwieżdżonym niebie.


Gigapiotroskie