czwartek, 25 lipca 2019

22,23 lipca w podróży


22 lipca, poniedziałek


Te dwa dni to właściwie cały czas jazda. Do Port Augusta przyjechaliśmy około 11:00 zadając naszej nawigacji dowiezienie nas do sklepu z asortymentem kampingowym. Odbyło się to bezbłędnie i co najważniejsze skutecznie, bo butle do naszej maszynki zostały zakupione. Port Augusta odwiedzamy już po raz czwarty. Raz w 2007 z dzieciakami, w zeszłym roku dwa razy i teraz kolejny. Nie sposób ominąć tego miasta w podróży na północ. To największy węzeł komunikacyjny, drogowo – kolejowy w Australii. Tu krzyżują się tory dwóch największych linii kolejowych Sydney – Perth „Indian – Pacific” ze wschodu na zachód oraz z Adelajdy do Darwin „Ghan” z południa na północ. Odwiedzamy McDonalds’a, w którym zatrzymaliśmy się w zeszłym roku, pijemy kawkę i wpadamy na Stuart Highway, autostradę na północ. Goga przejmuje kierownicę na jakieś 300 km i wtedy mogę sklecić dwa pierwsze wpisy do bloga. Już po zmroku dojeżdżamy do Cooper Pedy. To miasto założone przez poszukiwaczy opali i większość domów mieści się pod ziemią. Wpadamy na chwilę do znanego sobie miejsca aby coś zjeść. To stolik z siedziskiem obok muzeum, które w zeszłym roku zwiedzaliśmy. Wypakowaliśmy wszystko, zagotowaliśmy wodę i w tym momencie pojawił się pan żądając natychmiastowej ewakuacji. Na nic przeprosiny i prośby o kilkanaście minut na dokończenie posiłku. Mało sympatyczny jak na Australijczyka właściciel zmusił nas do przerwania posiłku. Bezskutecznie błąkaliśmy się jeszcze kilkanaście minut po ciemnym miasteczku, po czym zatankowaliśmy auto i ruszyliśmy licząc na jakiś pobliski parking z siedziskami. Trafił się nam taki po 40 km. Po kolacji kolejna przegrana przeze mnie partia kości ( jest już 10:2) i jakieś 35 km dalej znajdujemy parking na nocleg. Budzik nastawiamy na 7:00 bo chcemy jutro dojechać do Uluru na zachód słońca.

23 lipca, wtorek

Ruszyliśmy przed siódmą, bo jak się okazało tutaj jest o pół godziny wcześniej niż w Melbourne. Po godzinie zjedliśmy śniadanko a dalej zjechaliśmy na dziki parking aby zrobić kilka fotek na torach słynnego Ghana. Torowisko wabiło nas przez wiele kilometrów biegnąc równolegle do drogi. Po 13:00 zajechaliśmy do Roadhaus’u Erldunda oddalonego od Cooper Pedy 500 km. To niezły wynik. Tutaj skręca się na zachód do Urulu, świętej góry Aborygenów. 260 km zrobimy spokojnie w trzy godziny, więc mamy spory zapas. Jest spora kolejka do zatankowania ale po 10 minutach mamy pełny bak. Otwieram drzwi po swojej stronie, sięgam do kieszeni w drzwiach i ……… z przerażoną miną stwierdzam brak portfela z kartami. Przeszukuję ponownie, jest tylko latarka i torebka z kośćmi – portfela nie ma. Przeszukuję kieszenie kurtki, plecak, wszystkie inne podejrzane miejsca – nie ma portfela.
Gosia – jest problem, portfel z kartami zniknął – spojrzałem przerażonymi oczyma na Gogę.
- przejedźmy na bok, sprawdzimy jeszcze raz, a póki co zapłać za paliwo gotówką.
Gosia poszła, ja przestawiłem auto. Przez głowę przeleciało mi mnóstwo myśli. Co mogło się stać z portfelem? Co teraz? Co z dalszą podróżą? Co z kartami, czy je blokować?
Zabrałem komputer do baru, połączyłem się z Internetem i pierwsze sprawdziłem czy z konta nie wyciekają jakieś pieniądze. Stan wskazywał, że nie. Poszliśmy z Gosią do baru, gdzie zapytaliśmy pana co zwykle robi osoba która znajdzie portfel w którym nie ma pieniędzy a tylko dokumenty i karty płatnicze przy założeniu, że jest uczciwa? Pan się zadumał, i powiedział, żebyśmy oddali to na policji. Ale to nam zginął portfel, tłumaczyliśmy. Chyba nie bardzo zrozumiał również intencje naszego pytania ale podał stronę internetową gdzie zwykle poszukuje się zaginionych dokumentów.
- Gosia co robimy, ile mamy kasy? Jeśli zablokujemy karty, to te pieniądze to wszystko co mamy.
- przed chwilą zapłaciłam za paliwo, ale przeliczę, poczekaj
Robiło się nerwowo kiedy Gosia liczyła banknoty i monety.
- jest około 500 dolarów
- wystarczy aby pojechać na Uluru i wrócić do Melbourne? – zapytałem
- myślę, że tak - stwierdziła Gosia – ale pomyślmy gdzie przepadł portfel?
- w Cooper Pedy płaciłem kartą za paliwo i po tym jak zwykle wsadziłem portfel do kieszeni w drzwiach auta. Jedyne co przychodzi mi do głowy to nasz wieczorny posiłek na ciemnym parkingu.
- co masz na myśli?
- jak pamiętasz, trzeba było jakoś oświetlić stół i z kieszeni w drzwiach wyciągnąłem latarkę. Ona ma takie gumowane paski aby trzymała się na głowie i te paski mogły zaczepić o portfel a po ciemku nie zauważyłem jak wypadł.
- rany boskie, to stąd ponad 400 km, co robimy?
- no nie wiem, ale jak nie wrócimy i nie sprawdzimy to kicha. Pamiętam, że gdzieś na trasie jest policja, może tam zajedziemy. To co?
- no właśnie?
- wracamy?
- wracamy!
Wskoczyliśmy do auta i już za chwilę na liczniku było 135 km/h. Jako, że licznik auta zawyża prędkość to i tak poruszaliśmy się około 128 km/h a na Terytorium Północnym dozwolona prędkość to właśnie 130. Rozważaliśmy teraz różne opcje.
- jeśli ani dzisiaj, ani jutro nic nie zejdzie z konta to mamy jeszcze twoją kartę kredytową - stwierdziłem
- a jeśli nie?
- to Uluru też mamy gwizdane, bo zabraknie na powrót do Melbourne
Milczenie było nie do zniesienia, więc cały czas głośno rozważaliśmy różne warianty.
Po 75 km przed miejscowością Kulgera jeszcze na terenie Terytorium Północnego zobaczyłem tablicę Police.
- skręcamy – zaordynowałem
Już po chwili nakreślaliśmy naszą sytuację oficerowi dyżurnemu, który z wielką troską wsłuchiwał się w naszą opowieść.  
Spisał moje dane i natychmiast młodszemu koledze zlecił wykonanie kilku telefonów.
Przede wszystkim na policję do Australii Południowej, bo tam prawdopodobnie zgubiłem
portfel. Później na stację do Cooper Pedy gdzie tankowałem, bo nie wykluczałem, że tam
mi wypadł. Na koniec sprawdził na takiej australijskiej stronie Facebook’a ale tam
nic nie było. Ten starszy kiedy dowiedział się, że jedna z kart ma wyłączoną opcję zbliżeniową a pozostałe limit jednorazowego zakupu 50zł czyli około 18 dolarów tu w Australii uspokajał nas, że nikomu nie będzie się chciało zajmować takimi drobnymi zakupami i prędzej wyrzuci te karty a tłumaczenie prawa jazdy, które mamy w dokumentach policji w zupełności przy ewentualnej kontroli wystarczy.
Trochę uspokojeni nie tracąc więcej czasu ruszyliśmy w kierunku nieszczęsnego parkingu aby dojechać tam jeszcze za dnia. Rozdygotany wsadziłem rękę do tej cholernej kieszeni w drzwiach myśląc jaki to durny pomysł wkładać tu portfel, kiedy palcami wyczułem charakterystyczny, znany mi materiał. Złapałem coś w palce i z kompletnym zdumieniem wyjąłem z jakiegoś dodatkowego zakamarka kieszeni przedmiot i machałem nim przed oczami kompletnie zaskoczonej Gosi. W rękach miałem portfel. Natychmiast zjechałem na pobocze i zatrzymałem auto. Całe napięcie, które towarzyszyło mi od dwóch godzin puściło i zakrywając twarz dłońmi chlipałem jak dziecko. Od posterunku policji przejechaliśmy zaledwie 5 km. Wracamy teraz do nich aby odwołać alarm. Robimy sobie zdjęcie, na którym widać jeszcze na mojej twarzy resztki niedawnej troski. Teraz rozpoczynamy wyścig z czasem. Mamy przed sobą 340 km, jest 15:30 i drobne szanse na zobaczenie Urulu w promieniach zachodzącego słońca. To natomiast rozpoczęło teraz wschód tu w samochodzie i z minuty na minutę rozjaśniało moją twarz.

Niestety do parku już nas nie wpuszczono, ponieważ słońce już zaszło i zaraz wszyscy będą wracać. Jedziemy więc do Yullary do sklepu aby zakupić butelkę dobrego, australijskiego wina aby coś opić. Niestety nie udaje się bo bottleshop jest w jakimś barze a tam sprzedają z dowodem zameldowania, którego jeszcze nie mamy. Jedziemy więc na camping, gdzie za 30 dolarów mamy miejsce na nocleg, oczywiście w aucie, ale co najważniejsze prysznic. Tam do reszty spłukuję z siebie dzisiejszy stres i nastawiając budzik na 6:40 aby jutro zdążyć na wschód słońca zasypiam, wcześniej rozmyślając nad łaskawością mojego „anioła stróża”, który mógł przecież pokierować moją ręką w stronę ukrytego portfela dużo później. Zlitował się jednak nad moim losem, a może nie chciał martwić Gosi?

Jednak farciarze Piotroskie
Most nad zatoką w Port Augusta



błogostan na torach Ghana


Dwa uchwyty do torów wyjęte, może Ghan się nie wykolei



przyczyna całej historii w lewej ręce Gosi


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz