środa, 24 lipca 2019

13 - 20.07.2019 Podróż i pierwszy tydzień w Melbourne

17.07.2019 Melbourne
Podróż i sprawy auta w Melbourne


Kolejną podróż rozpoczęliśmy w sobotę 13 lipca o 9:48, ale koleją. Ta, z kilkunastominutowym opóźnieniem, w co potomnym za kilka lat trudno będzie uwierzyć, po ponad ośmiu godzinach dowiozła nas na dworzec Warszawa Centralna. Kuzyn Marcin ugościł nas i odwiózł następnego ranka na lotnisko. Wylot może wielu wydawać się zwyczajną procedurą, ale nie tym razem. Odprawiłem się on line poprzedniego wieczora i gdyby nie drobny błąd przy wyborze miejsc, szybko bylibyśmy w drodze do sklepów wolnocłowych. Jednak chcieliśmy 20 godzin podróży siedzieć koło siebie i przynajmniej skrzyżować sztućce i zagrać w kości. Pani chętnie postanowiła spełnić nasze życzenie ale kiedy zeskanowała mój paszport coś się w systemie zatkało. Po chwili powtórzyła procedurę i ponownie pojawił się komunikat, który tym razem pani postanowiła mi przetłumaczyć.
- niestety, ale Pan nie ma zgody Australii na wylot.
ZDĘBIAŁEM.
- ale w czym problem? Przed oczami przeleciał mi cały wyjazd sprzed półtora roku. Niczego niestosownego tam nie było, poza przewiezieniem dwóch pomidorów z Victorii do Australii Południowej, których chyba nawet nie zjadłem.
- czy Pan leci po raz pierwszy?
- nie, oczywiście, że nie.
- a nie miał Pan jakiegoś mandatu niezapłaconego?
- to wykluczone. Jeździłem wypożyczonym autem i system pobrałby    taki mandat z mojej karty.
- Pani może lecieć – zwróciła się urzędniczka do Gosi - a w pana sprawie zwrócimy się do Australii.
- nie, nie – zgodnie zwróciliśmy się do miłej pani – jak lecimy to razem.
Bilet mieliśmy ubezpieczony, więc nie traciliśmy pieniędzy, martwiliśmy się tylko o Hankę. Jak my to jej wytłumaczymy?
- Proszę przejść do stanowiska na końcu.
Tam inna pani wysłuchała nas cierpliwie, ponownie przeciągnęła mój paszport przez czytnik i kolejny raz nie otrzymałem karty pokładowej. Zacząłem godzić się z moim losem, kiedy kolejna próba, już w asyście kierowniczki i przy jej wielkim zaskoczeniu udała się. Obydwie wtopiły wzrok w ekran komputera i stwierdziły zgodnie, że wszystko OK i przy akompaniamencie ogromnego huku spadającego mi z serca kamienia, wręczyły mi kartę pokładową. 
Tym razem, zupełnym fartem lecimy liniami lotniczymi, uznanymi za najlepsze w 2019 roku. Fart polegał na tym, że od dłuższego czasu nie mogłem znaleźć taniego połączenia do Australii i poprosiłem o pomoc koleżankę Ewę, która prowadzi biuro turystyczne w Szczecinie o pomoc. Następnego dnia miałem ofertę lotu Qatar Arways, z której teraz korzystamy.
Lot trwał około 25 godzin z czego po 5, 5 godzinie „szybowania” do Doha i takim samym oczekiwaniu na lotnisku, 14 godzin lecieliśmy do Melbourne. Na tym etapie nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło, ale zadziwiło nas, że współpasażer obok nie wstał z fotela przez całą podróż ani razu. Wiek pana nam jednak podpowiedział, że  musiał mieć cewnik. Czyli za dziesięć, piętnaście lat też będziemy mogli dalej podróżować, hurra!
Około 18:00 a o 10:00 czasu w Polsce, w poniedziałek 15 lipca szczęśliwie wylądowaliśmy na Tullamarine, międzynarodowym lotnisku Melbourne. Już mieliśmy ustawić się do kolejki po taksówkę, kiedy podszedł do nas młody człowiek i z arabskim akcentem zaproponował przewozową usługę . Ani to uber, ani innej maści przewoźnik ale utargowałem nieco i już za chwilę  mknęliśmy do miejsca naszego zakwaterowania. Po 20:00 witaliśmy się z Hanką w jej nowym domku, do którego przeniosła się kilka miesięcy temu.

Pierwszy dzień minął na walce z jet lagiem, rozmowach Polaków, oraz drobnych naprawach różnych sprzętów domowych. Pieszo odwiedziliśmy pobliskie sklepy, między innymi polski sklep z samymi artykułami znad Wisły. Kiełbasa tu zakupiona ma smak prawdziwej kiełbasy w odróżnieniu od australijskiej.

Dzisiaj 17 lipca odbieramy zarezerwowane jeszcze w Polsce auto. Jedziemy po nie taksówką razem z Hanką aż pod lotnisko, około 40 km. Zaliczkowaliśmy Mitsubishi takiego jakim jeździliśmy w zeszłym roku. Niestety pan powiedział, że tego modelu nie ma i że oni gwarantują tylko auto tej klasy a nie konkretny model. Wskazał nam podobnego rozmiarem Nissana Xtrail. Wiadomo co nas najbardziej interesowało. Rozpoczęliśmy więc od złożenia tylnych siedzeń i tu zdziwienie – rozkładają się tylko do pewnego stopnia i nijak nie można ich położyć. Poprosiliśmy pracownicę aby nam pomogła ale ona też nic nie wskórała i stwierdziła, że w tych nowych modelach nie da się położyć siedzeń. Załamka, co my teraz zrobimy? Jak będziemy spali? Na samą myśl o noclegach na przednich siedzeniach już mnie kręgosłup zaczął boleć. Stałem przy aucie i próbowałem coś wydumać. Nie dowierzałem, że nie da się nic zrobić. Po kilku minutach zauważyłem z boku siedzenia tasiemkę, za którą pociągnąłem i ku naszej radości oparcie opadło na płasko. Taki sam patent był z drugiej strony. Triumfalnie wkroczyliśmy do biura. Poinstruowałem panią jak złożyć siedzenia a ta patrząc na mnie z uznaniem skwitowała to jednym określeniem – „magic”. Sprawa oddania auta okazała się niezwykle prosta. Otóż  kursują stąd bezpłatne busy na lotnisko i będziemy mogli w dniu wylotu 17 sierpnia bezboleśnie przerzucić się z bagażami.
Zwykle tego typu auta nie mają toalet. Nasz ma i to nawet sześć, co widać na tablicy rejestracyjnej.
Kolejne dni przeznaczyliśmy na zakup różnych potrzebnych Hance drobiazgów, jedzenia a przede wszystkim na naklejenie przywiezionej z Polski folii przeciwsłonecznej na wszystkie szyby w salonie. To przyda się szczególnie latem i pozwoli oszczędzić trochę prądu, bo klimatyzacja nie będzie się tak mordować. Niestety z tej kilkugodzinnej pracy nie mamy żadnej dokumentacji a efekt na zdjęciach jest mało widoczny.
Sobotę przeznaczyliśmy na przygotowania do naszego wyjazdu. Myśleliśmy jeszcze o zakupie nowego łóżka i używanej, większej lodówki dla Hanki. Hankę jednak dopadł spory kaszel i zaaplikowawszy jej dawkę leków kazaliśmy jej leżeć. Trudno, zakupy zrobimy po powrocie.
Wieczorem przygotowaliśmy auto do porannego wyjazdu i pełni emocji wcześniej zalegliśmy, bo pobudka przed 6:00.


Nispiotroskiesan

A wystarczyło to pociągnąć!
Hanka z dostawą świeżej lektury z Polski


nowy domek Hanki






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz