środa, 9 września 2015

31 sierpnia

31 sierpnia, poniedziałek  Perth, powrót do Polski

Wylatujemy dzisiaj o 22:50, więc postanowiliśmy pochodzić trochę po City. Niezmordowany Heniu podwozi nas do centrum mimo, że już dokładnie wiemy jak dostać się samemu. Sami więc wrócimy. Spacerujemy co rusz chowając się przed strugami deszczu. Tradycyjnie wysyłamy do nielicznych kilka kartek pocztowych.
Rozgrywamy kolejną partyjkę kości w Mc Donaldzie, która pieczętuje moją druzgocącą porażkę na tym wyjeździe i penetrujemy sklepiki z pamiątkami. Ze zdumieniem stwierdzamy, że wczoraj w kilku przypadkach nieco przepłaciliśmy. Jak w wielu miastach Australii tak i w Perth miesza się współczesna architektura z XIX wieczną wiktoriańską.



Obecnie część w pobliżu portu nad Swan River jest remontowana i bardzo trudno tam się dostać.
Aby się wydostać używamy jednego z busów – Blue Cat, który obok trzech pozostałych, obsługujących City jest bezpłatny.

W drodze do King’s Parku udaje mi się uchwycić Aborygenkę na wózku inwalidzkim, której potok wulgarnych słów w kulturalny i spokojny sposób powstrzymał kierowca. Nie wiemy dlaczego tak pomstowała, bo zrozumieć było trudno ale dalszą część podróży siedziała spokojniutko.
Do parku zwykle przyjeżdżaliśmy po zmroku.Tym razem przeszliśmy całą  promenadę wielkich eukaliptusów poczynając od ogromnego figowca po pomnik bohaterów obydwu wojen światowych.

Kilka drzew, jako że to zima miała na sobie ubranka.


My nasze ubranka zimowe wkładamy do walizek i udajemy się na lotnisko. Robimy jeszcze nalot na Hanię, której zagrałem dwie piosenki na pożegnanie. Na lotnisku z Heniem uściski i po odprawie wykorzystujemy pozostałe minuty na karcie telefonu. Dopiero wczoraj dowiedzieliśmy się, że przy zakupie otrzymaliśmy jakiś ogromny kredyt i mogliśmy od początku dzwonić na krótkie rozmowy do Polski. O 22:00 siedzimy już w samolocie. Przed nami prawie 11 godzin lotu do Doha w Katarze. Gosia dobija leżącego wygrywając kolejne dwie partie w kości. Z Doha do Londynu lecimy największym samolotem pasażerskim A-380 zabierającym 512 osób.
Tym razem tylko 6,5 godziny. O 14:00 lądujemy na Heathrow i do wylotu do Berlina mamy ponad 5 godzin. Tutaj w barze Gosia dokumentnie mnie zniechęca do gry w kości ustalając wynik całego wyjazdu na 25:17. (masakra!)  Z lekkim opóźnieniem stratujemy i o 22:20 już naszego czasu lądujemy na Tegel. Do Szczecina jedziemy autokarem Follow Me a taksówka dowozi nas na Turkusową kilka minut po 2:00.  W Perth jest teraz 8:00 rano  2 września czyli w podróży licząc start od Henia byliśmy 32 godziny.
Teraz tylko spać ale czy się uda?

Za jakiś czas podsumowanie całego wyjazdu


australopiotroskie